29.03.11

["Knajpa - strzeż się zgubnych namiętności"]

dziś we śnie prawie ohajtałam się z jakimś Włochem, którego imię pamiętałam jeszcze po przebudzeniu, ale nazwiska nie umiałam zapamiętać nawet we śnie. Włoch był beznadziejny - poszedł ze mna na zakupy do jakiegoś zajebanego hipermarketu i kiedy zbliżałam się do kas, zobaczywszy kolejkę, zaczął uciekać. potem siedzieliśmy w jego dziwnym mieszkaniu na Ursynowie, z którego zniknął, może do innej kobiety, może do Italii a może do obu na raz;

wcześniej otwierałam knajpę w kamienicy w nie-swoim mieście, pewnie w Breslau lub we Florencji [brak podobieństwa obu miast nie ma tu nic do rzeczy]; knajpa była w stylu 5-10-15, tylko że mniejsza, składała się tylko z mojego mieszkania, ale miała całkiem profesjonalny bar, trochę jak Rejsowy. papierosy można był kupić w obitym boazerią kiosku na półpiętrze.

do całego zamieszanie pojawiła się jeszcze matka mojej matki, która odkąd nie miesza nam już w naszym realnym życiu, wpierdala się w moje co bardziej popierdolone sny.

a w życiu rzeczywistym, z powodu problemów natury międzyjęzykowej, nie wiem, czy już powinnam wlać w siebie lecznicze morze wódki i kogoś przelecieć, czy może tak na prawdę na froncie bez zmian.

28.03.11

[ "Jediný co k tomu můžu říct je hovno" ]

dziennik dni ostatnich, raczej zbyt osobisty.

środa. rano.

czytam jeszcze raz tego maila. czytam wszystkie maile, wiadomości, smsy, rozmowy. próbuję z siebie wykrzesać cokolwiek. krzyk, łzy, gniew. cokolwiek. nic, tylko taka pustka, która uwiera delikatnie. jak sprężone powietrze w baloniku, które naciska na ścianki. gdyby tak przekłuć ten balonik... więc czytam jeszcze i jeszcze raz.

ale nic. dalej nic.

jeśli nie umiem nienawidzić, to nie umiem też kochać. a jeśli tego nie potrafię - to wszystko było puste, to było sztuczne..?

kiedyś potrzebowałam wszystko przeżyć. z pierdolnięciem. wtedy się tego strasznie wstydziłam, wydawało mi się to niszczące. ale to chyba bardziej oczyszczało. a teraz? teraz więcej mówię niż czuję.

możliwe, że to po prostu jeszcze do mnie nie dotarło.

możliwe - że nigdy nie dotrze.

środa. południe.

nawet nie wiem, czy tęsknię, czy mi brakuje. może to jeszcze za krótko. ale tracę motywację do wszystkiego. znów nie pójdę na zajęcia, już to czuję. zamiast tego powinnam zrobić plan pracy na najbliższe trzy miesiące.

nie robię. siedzę na kanapie i czytam głupie gazety.

nawet nie książkę, bo jak ją otwieram, mam ochotę zapytać - czemu akurat tę książkę dostałam?

środa. wieczór.

z sukcesów - kupiłam buty. w ostatnim sklepie, zupełnie zrezygnowana, przekonana, że już nic nie znajdziemy. są czarne, ładne, mają ładny obcas - ładne obcasy są moją obsesją. jedyną ich wadą jest zamszowość, ale chyba po prostu jestem skazana na zamszowe buty. czy faceta tez tak znajde, jak juz bede absolutnie zrezygnowana?

z porażek - wcale nie zdążę tęsknić, piszesz i tak. bo po prostu musisz mi powiedzieć. boisz się, że jak już się zdecydujesz to już cię nie będę chciała?

ja się właśnie boję, że dalej będę chcieć.

czwartek. wykłady.

wlasciwie to wolalabym móc z toba mowic. albo chociaz czasem coś skomentować. a tak tylko mogę się z ciebie pośmiać. vtipny nie jesteś, ale smieszny - tak.

czwartek. dom.

zdecydowanie wolałabym z toba mówić! potrzebuje cię wyslac do biblioteki po materiały do mojej pracy rocznej!

czwartek, właściwie piątek. noc.

wiadomosc od A. to jest wlasnie to zdanie: "nechci nikomu ublizit". a potem nawet nie widzisz ze robisz wszystko aby stało sie inaczej. 'on się tym żywi'. mam tylko caly czas nadzieje ze nieswiadomie.

dorośnij. albo zacznij zyc w jednej rzeczywistosci. najlepiej tej co reszta osob wokół ciebie.

dorośnij.

piątek. rano, rano, rano.

całą noc spędziłam z nią, całą noc mi się śniła. nawet nie wiesz jak mi jest jej szkoda, jak jej zależy, jak się stara, nawet tak zniechęcona. jses svine, jesli tego szybko nie zrozumiesz i zaczniesz myśleć o niej. nie o sobie.

z przypomnianych rozmów z olgą wczoraj

- a ty chcesz z nim byc?

- tak rozumowo to biorac to z kazda chwila co raz mniej...

- ale rozumowo to jedno, a uczuciowo? co ty czujesz?

- ach nie wiem.... ale żebyś ty widziała to mieszkanie!

piatek, popoludnie

"kosowo to serbia" piszesz. dyskutowałabym z tobą. ja, slawistka, mam moralny obowiązek dyskutowac przeciwko czarnobiałym sądom jak ten. ale nie mogę z tobą rozmawiać. wkurwia mnie to.

po przeczytaniu komentarza pod twoim wpisem ze 'makedonia is greek' poddałam się. postanowiłam iść się napić z ludźmi, ktorzy tez moze nie maja pojecia o kosowie, serbii, macedonii i innych slawi-problemach, ale przynajmniej o tym nie mowia.

sobota, rano, strasznie rano

sms z nocy. nie umiesz wytrzymac. patetyczne rzygi o ciele bez ducha. ze nie chcesz zyc beze mnie. wscieklosc. hajzl, hajzl, egosityczny skurwysyn. raz ze ona wierzy, ze caly czas probuje, a ty mi tutaj piszesz, dwa ze kurwa, mi nie jest latwo!

'nejsem hajzl'

jestes. kazdego dnia czuje to coraz bardziej. egoistyczny skurwysyn.

i właściwie napisałam ci 's bohem'

niedziela, popołudniowo.

właściwie cholera wie jak odebrałeś moje 's bohem'. możliwe że w koncu do ciebie dotarlo, że mnie boli t,o co robisz, a mozliwe że teraz "szcześliwy" w tym nieszczęściu, zajęty przezywaniem rozstania z kimś, z kim jeszcze nie byłeś, porzucenie przez niedoszłą kobietę, że własnie się tym żywisz... z takiego punktu widzenia robisz sie jeszcze bardziej obrzydliwy.

żeby było jasne - dalej chce z tobą być. jestem absolutnie beznadziejna.

niedziela, noc

wieczorem wkurwia mnie jak nie mam z kim pogadać i że wtedy nie mogę pogadać z tobą. odpływa ze mnie wtedy energia i gapie się tępo w ekran albo czytam głupie gazety.

w ogóle - przez ten tydzien przeczytałam masę głupich gazet.

ale napisałam też plan książki o Honzie i wymyśliłam tytuł.

opadam z sił i przychodzą momenty, że pragnę mimo wszystkich założeń postanowien i konieczności, zalec w łóżku i wcale z niego nie wychodzić. kiedyś bym powiedziała "leżeć i płakać", ale odkąd takie emocje wyzwala we mnie jedynie widok Pragi znikającej z oczu - będę po prostu leżeć bez energii.

[teraz kiedy to publikuję jest poniedziałek, kolejny tydzień przeleciał mi przez palce, następne już na to czekają. i śnią mi się pociągi, już codziennie]

27.03.11

[moi czesi i czechofile]

z Rafałem to było tak.

rok temu. po koncercie Subwaysów w Stodole padłam pół-martwa na podłogę, zapewne z papierosem. ci wariaci na dwie godziny zawładneli moim ciałem, muzyka przeszła przeze mnie, zmusiła do wysiłku, do którego normalnie nie jestem zdolna a kiedy zeszli ze sceny - padłam. ktoś robi mi zdjęcie. zwlekam ciało, mogłby mi pan przesłać później te zdjęcia?. dostaję wizytówkę.

- ahoj, tutaj ta, która leżała na ziemi po koncercie the subways

dostaję zdjęcia i PS. Czy ty masz moze cos wspolnego z jezykiem czeskim???

- jestem studentką slawistyki, grupa czeska

- bo ja od 6 lat ucze sie jezyka czeskiego w Czeskim Centrum.

historia z Terezą.

jest marzec, stoję pod iszipem, palę. Justyna mówi, że wieczorem, ze znajomymi idą do Winowajcy na piwo. żeby wpadać. a co mi tam. w Winowajcy czuję się obco - schodzi się coraz więcej ludzi - niby się znają, niby nie. spotkanie couchsurferów. coś kiedyś mi się obiło o uszy - ale czy ja mam coś wspólnego z nimi..? postanowiam dopić piwo i wrócić do domu.

- Ania, słuchaj, tu jest Tereza! Tereza jest z Czech, musisz ją poznać!

Tereza przysiada się do mnie. mój czeski? po pół roku? możliwe, że umiałabym kupić bułki w sklepie. na szczęście - mówi po polsku. mówi pięknie po polsku! zostaję na trzy godziny. jest tutaj z powodu wywiadu ze Szczygłem, pisze licencjat z dziennikarstwa, jest na Erasmusie w Krakowie.

widzimy się potem w Pradze, w lipcu. we wrześniu przyjeżdzam do niej jak do starej znajomej. w październiku idziemy Tamką, razem z jej przyjaciółką Renatą.

- Neučí tě nahodou Daniela P.? - pyta Tereza.

Daniela jest moją lektorką w instytucie. Terezę uczyła w gimnazjum, robiła u niej maturę. świat jest mały.

Marketę zaczepiłam na couchsurfingu, szukając Czechów w Warszawie. Marketa jest na stażu. uczy francuskiego w przedszkolu. z Olgą Špatovą poznałam się na Warszawskim Festiwalu Filmowym, kiedy po projekcji Oka nad Pragą zaproponowała, żebyśmy nie stali na korytarzu, tylko poszli na wino. Szczygła zaczepiłam w jego kawiarni. z drugim piszącym o Czechach Mariuszem zaczęło się od spotkania autorskiego i a co można o Černej napisać? że była kochanką Bondiego i siedziała w pierdlu?...

dziś we Wrzeniu "zlot czechofilski". organizował autor bloga http://czechofil.pinger.pl z gośćmi z Czeskiego Centrum, z Czechturism.. skończyliśmy w Czeskiej Baszcie - bo jak inaczej?

i tak to się kręci, Czesi, czechofile, slawiści, bohemiści... zakaziłam się chorobą "Czechy" i wcale nie chcę się leczyć. wszystkiemu winna jest pewna historia osobista oraz Svěrak, Jízda i Anna Geislerová.

22.03.11

[o ja pierdole]

zbiera się we mnie rzyg ogromny, jak zawsze, co się wygrzebię z gówna to już się okazuje, że właściwie po pas siedzę w następnym. w nocy śni mi się kraków czy raczej pociągi do krakowa, na które nie można dotrzeć, wiadomość, że ktoraś ze sławnych starszych- najstarszych aktorek zmarła oraz że ktoś mi bliski - jakaś dziewczyna - mi mówi, że ona to uwielbia Coelha a ja się na nią patrzę i myślę 'co ja tutaj z tobą robię'. po przebudzeniu okazuje się, że jestem beznadziejną matką i nic nie wiem o swoich dzieciach, to już Blond wie więcej.

i śniła mi się też Fi, teraz pamiętam. Fifku, Fifku, co z Tobą? gdzie jesteś, czy żyjesz?

[muszę wprowadzić na bloga kategorię 'rzyg emocjonalny']

21.03.11

[błędy powtórzone]

czasem sama się siebie boję,

że tak łatwo mi jest się uchwycić

tej nadziei na przyszłość.

że dla tej nadziei, dla jakiego mglistego wrażenia, że dostanę coś, czego nie mam, czego mi brakuje, bez czego przychodzą dni, że nie mogę wyjść z domu, że boję się nieba w kolorze gołębia;

że dla miraży łamię ostatnie zasady, te o których przyrzekałam nigdy więcej nigdy nigdy nigdy!, że kłamię dalej - czy może "tylko" nie mówię wszystkiego?, że dla pieprzonego mirażu, dla tych małych szczęść....

staję się sobie obrzydliwa i tylko mam nadzieję, że tym razem,

że tym razem będzie mi wybaczone.

[bo ty, Olgo, pewnie mi nie wybaczyłaś nigdy. czasem mijam Twój dom, jego dom, i myślę czy dalej jesteście, jak wam jest... nawet czasem cię mijam na ulicy i wtedy na moment zatrzymuje mi się serce.]

14.03.11

[o byłych, część pewnie jedna z wielu]

nie wstałam na zajęcia, nie poszłam na uczelnię w ogólę. gubię się między kuchnią a łazienką. chcę zapalić, ale przez godzinę nie mogę się zebrać aby wyjść się przejść.

w końcu mówię sobie a chuj i zbieram się na spacer. i pisze mój były. że chujowy dzień od rana, że nie może się ogarnąć z życiem. i że upiekł dwie tarty. hm. czemu nie. tramwaj na drugi koniec miasta.

przychodzę, przytulam.

- co jest?

- nie umiem ogarnąć tego, co mam do zrobienia.

- za dużo planów na raz, powinieneś usiąść, napisać listę i po kolei robić wszystko.

więc robimy listę. idziemy zapisać go na prawko. chcemy ściagnąć Rango, ale jest tylko w chujowej jakości. może do kina? a czemu nie. seans dla dwóch osób w multipleksie - to nie zdarza się codziennie.

mamy za sobą cztery lata znajomości, dwa związki i dwa chujowe rozstania, mamy za sobą mnóstwo żalu do siebie nawzajem i zeszłoroczne zimowe wieczory ratujące mi życie. dziesiątki godzin w łóżku i rozmowy bardziej o świcie niż w nocy.

miłości, miłostki, pożądania, zakochania - to wszystko piękne, ale naprawdę ważne jest, że czasem możesz o pierwszej w nocy wsiąść w nocny i jechać na drugi koniec miasta tylko żeby zapalić kilka papierosów w czerwcową noc. jeśli cokolwiek poza krótkimi momentami szczęścia jest w życiu ważne to właśnie te niesamowite przyjaźnie. z byłymi? czemu nie, u mnie te są najlepsze.

dzięki, Edek, za dziś, w środę zajmiemy się moimi problemami:)

ps. na końcu edkowej listy jest ślub w Sarajewie. i wszyscy jesteście zaproszeni. ale to dopiero jak się zestarzejemy. czyli najmarniej za trzydzieści lat.

13.03.11

[sens życia]

Żyjemy tylko dla tych krótkich chwil szczęścia, tego perfekcyjnego szczęścia.

Dla nocnego Breslau, kiedy idę przez Ostrów Tumski, właśnie przyszła wiosna, oddycha się tak lekko na moście pełnym kłódek. A pod murem starszy pan gra na flecie prostą melodię i już nie wiem, gdzie jestem - jaka godzina, jaki wiek - jestem w tej nocy, w tej melodii w ciepłym wietrze.

Żyjemy tylko dla tych małych momentów absolutnie perfekcyjnego szczęścia na granicy płaczu. Skaczemy od jednej do drugiej, jak w grze w klasy, kamyk na następne pole i hop! Wędrujemy jak w Nieustających wakacjach - od pokoju do pokoju, od miasta do miasta - nasza podróż od chwili do chwili.

Nie pytaj nigdy, czy się opłacało, mamo. Dla spokoju duszy, dla piękna, dla prostej melodii w nocnych ulicach - opłaca się wszystko.

[preklad do cestiny in progress]

10.03.11

[impresje na dworcu centralnym]

z najsmutniejszych momentów mojego życia;

kiedy stoję na Centralnym, a głos oznajmia: Pociąg do Pragi i Wiednia przez Sosnowiec, Katowice, Zebrzydowice, Bohumin.... stoi na torze drugim przy peronie trzecim.

a ja kupuje bilet. wcale nie na ten pociąg. jeszcze tylko schodzę popatrzeć na peron, przede mną wagony z Moskwy. przeliczam zawartość portfela. nawet na papierosy.

trzeba sobie umieć powiedzieć już za tydzień.

09.03.11

[o przekleństwach i uczuciach]

są dwie grupy słów, które automatycznie przychodzą nam na myśl w ojczystym języku: przekleństwa i określenia uczuć.

jestem pewna, że zawsze pierwszym cisnącym się na usta przekleństwem będzie kurwa!. że zawsze problemów będzie w chuj, że będę dostawać wkurwa, że facepalm będzie werbalnie wyrażany jako ja pierdolę. w jakim kraju nie będę żyła, jak mocno inny język nie zalęgnie mi się w głowie, jak bardzo się nie wynarodowię - moim polskim dziedzictwem zostanie kurwa-chuj-ja pierdolę! czy to przykre, czy nie - nie mi rozstrzygać.

moim dziedzictwem zostaną też nazwy uczuć. nigdy zachwyt nie będzie prawdziwym zachwytem w nawet najpiękniejszym języku czeskim. będzie to zachwyt spłaszczony do zachwytu turysty, do zachwytu-pustego słowa. jak bardzo nadčení nie brzmiało by uniesienie, dalej mu czegoś brakuje, nie nadrobią tego wszystkie miękkości tego słowa. tak, nie myślisz o swoim własnym języku tak długo, aż nie musisz tych wewnętrznych przeżyć przekazać w innym - i chcesz być zrozumiany dokładnie tak. zawsze się czuję niepełnosprawna, kiedy próbuję wyjaśnić to najintymniejsze przeżycie, kiedy chcę opowiedzieć o tym, dlaczego "Pani Dalloway" zachwyca absolutną prostotą, dotknięciem chwili, jak bardzo niesamowite jest to krótkie uniesienie duszy z powodu najprostszego zdania: Ta chwila w czerwcu. nie znam słów na opowiedzenie o lęku - choć znalazłam wszystkie możliwe w słowniku - o lęku, który się bierze z nieba koloru gołębia, o lęku z wielkich przestrzeni warszawskich blokowisk. nie czuję tych słów - nie wiem, które są odpowiednie, czy nie użyłam za mocnych - może weźmiesz mnie za paranoiczkę? - czy może za słabych - ten lęk, taki żart.

jak będziesz wiedzieć, że to, co mówię jest naprawdę ważne, kiedy nie używam odpowiednich słów by to opisać? jak długo można jeszcze przez pół godziny objaśniać tak oczywiste zdanie - jestem rozerwana między warszawą a pragą - nie starczy nam na to życia!

słowa są nieodpowiednie do uczuć, to odkryłam już dawno. ale jaką katastrofę komunikacyjną tworzy przekładanie ich na obcy język! jaką niepewność, czy zostałam zrozumiana.

dawno temu człowiek stworzył język i skomplikował nim całe życie do granic możliwości. a czy ludzkość nie mogła spędzić całego swojego bycia w jaskiniach, pochrząkując, pokrzykując, rysując obrazki na ścianach i płodząc dalsze pokolenia chrząkaczy? czy nie bylibyśmy szczęśliwsi bez bagażu języka? czy piękno literatury jest warte naszych cierpień codziennych? mimo całej fascynacji językiem własnym i innymi - czasem marzę żeby znaleźć swoją jaskinię, zwinąć się w niej w kłębek i zapomnieć liter, cyfr, słów, mówić tylko sobą...

06.03.11

[trochę reklamy]

a w niedziele - reklama.

ŁÓŻKO MAJORA

właśnie wczoraj wyszedł marcowy numer, temat reportaż i z racji tego tematu w dziale Literatura możecie podziwiać mój artykuł o twórczości Mileny Jesenskiej, z którego jestem całkiem zadowolona, prawie dumna;p oprócz tego w Autorze moje pierwsze popisy translatorskie. poziom dumy jest mniejsze. albo jestem debilem, albo polski się absolutnie nie nadaje do przełożenia niektórych rzeczy^^ [raczej to pierwsze]

05.03.11

[wieczór kawalerski]

- pomysł z dupy to jest, żeby baba szła na kawalerski

- ja juz postanowilam. jesli bede sie hajtac kiedys to tez bede miala wieczor kawalerski. z całym wystrojem. zaczniemy od rundy po pubach - styl angielski. potem dobra amerykanska tradycja klubu go go. nastepnie pojdziemy odwalac jakies durne akcje - tradycja wszechobecna. a na samym koncu po prostu skurwimy sie alkoholem do reszty - po słowiansku. na ktora czesc sie piszesz?

- na durne akcje z czego ja wezmę aparat.

- zajebiscie! o fuck. i trzeba ukrasc woz policyjny i tygrysa! ale tygrys to nie problem, adela bedzie miala tygrysa. takiego ktory bedzie wytrenowany i bedzie przynosil piwo. czyli zamiast krasc tygrysa, bedziemy krasc tygrysem

- i jeździć na lwie.

- a kto ma lwa? chociaz dobra. lwa mozemy ukrasc.

-coś trzeba. z resztą można wypuścić całe zoo

- daj spokoj, za wypuszczenie praskiego zoo na miasto odbiora mi obywatelstwo czeskie xD

- ech. to powiesz, że to Blond

- bo czasem dobrze, że jest Blond.

[rozmowy z Beatą. o wieczorze kawalerskim albo mojej zaburzonej tożsamości płciowej]

03.03.11

[czyżby?]

rano, czytając Panią Dalloway - która w końcu odpakowałam ze ślicznych wstążek, w których leżała odkąd dostałam ją od Żony miesiąc temu - musiałam co kilka stron przerywać, zamykać książkę, odkładać na bok... przechodził mnie dreszcz, jeden z tych, które biegną gdzieś spod mostka - możliwe, że to serce, ale to strasznie sentymentalne przypisywać takie rzeczy sercu - przez brzuch, przez ten nerwowy kłebek pod pępkiem - co boli, kurczę się nie tylko w sobie, kurczę się w ogóle - i kończy gdzieś w środku mnie, w jakiś głebinach, lekkim uderzeniem o wszystkie te miękkie rzeczy wewnątrz, rozpryskuje się iskierkami jak niedopałek ciśnięty o chodnik. to ten dreszcz, który każe wstać z łóżka, ubrać się w pośpiechu i wybiec z domu i znaleźć tę osobę - i chwycić za rękę, pocałować, przytulić się, wcisnąć się mocno nosem gdzieś w szyję, kochać, kochać się...

tylko że nie ma takiej osoby.

a jeszcze rano Żona odleciała do Londynu.

poziom samotności wzrósł krytycznie, za oknem powoli rodzi się wiosna., czyżby?

01.03.11

[ze znalezionych notatek: dach na Vratislavovej]

notatki, które robiłam w lipcu w Pradze, przez pierwsze dwa tygodnie.

fragment:

zakochać się w Pradze, banał prawie taki sam, jak znaleźć miłość w Paryżu. ale zakochać się w Pradze, w niej samej, w tym mieście... tutaj co krok jest coś, co można pokochać. od okien w moim akademiku, przez widok z któregoś ze wzgórz, sklep ze starociami na rogu ulicy, wąskie uliczki, stare domy, obłęd, szaleństwo, i krzywy dach w domu naprzeciwko. ten krzywy dach rozczula mnie od pierwszego dnia. wpierw myślałam, że to podwójne okno zakrzywia linię rozdzielającą dachówki dwóch kamienic, potem, że krzywy wizjer Zorki. ale nie. codziennie rano wstaję, a ta linia jest tak krzywa jak poprzedniego dnia, tak samo wygląda jak pociągnięta niezdarnie przez małe dziecko dopiero uczące się rysować. Ripellini pisał, że Praga jest zdradliwa, że jest kochanką piękną, ale i fatalną. nie widzę tego, nie umiem w to uwierzyć. nie potrafię sobie wyobrazić, że któregoś dnia to miasto mnie przygniecie. ono ciągle sprawia, że chce fruwać, to powietrze, nawet tak ciężkie od lipcowego słońca, dalej działa jak hel, unosząco i rozweselajaco. przestrzeń, przestrzeń..!

z innych porównań do Paryża, myśl listopadowa na Leteňskem naměstí:

po cholerę Polacy jeżdżą do Paryża, kiedy mają Pragę zaraz obok?

[Terezko, preloz mi to do cestiny, prosim...! ]