30.04.11

[krótka relacja z pogranicza]

Cieszyn - dzien czwarty
Festiwal - dzien trzeci
Obejrzane filmy - cztery i kawalek [postanowilam doliczyc krotkometrazowy przed "Mala matura 1947"]
Koncerty - nie bardzo
Ilosc poznanych ludzi - mnostwo, twarze nawet zapamietuje, ale z imionami jak zawsze
Darmowe zarcie i picie - wodka na panienskim, wszystkie piwa, jedno sniadanie, dwa obiady oraz herbata, za która zapomnialam zaplacic.
Zdobycze - kowbojski kapelusz i zapalniczka znaleziona w toalecie
Tlumaczenie wywiadu z Daniela Bakerovą oraz producentka filmu 'Prezit svuj zivot" w ktorym Bakerova zagrala. Napisy do filmu telewizji festiwalowej, wywiad z braćmi Luthrami, ktorzy maja swoja retrospektywe w Cieszynie - jak na język którego nie rozumiem całkiem zajebiscie, mój ulubiony fragment "od tego momentu nie rozumiem, ale on mówi, że brat jest jakimś-jakimś-jakimś współpracownikiem" [mam nadzieje, że znajdą kogoś kto naprawdę rozumie].
W dodatku Tereza gada jak oszalała, przemarzłam nad Olzą. W życiu osobistym absurdy wcale się nie kończą, wręcz całkiem odwrotnie. Ciekawe, czy znajdę kogoś, kogo to będzie bawić tak samo jak mnie.

28.04.11

[opowieści o coraz mniej zwyczajnym szaleństwie]

poszukuję kogoś, kto wyreżyseruje film wg mojej historii.
gwarantuje niesamowity sukces albo totalną klapę. możliwe, że bardziej nadaje się to na serial, jakieś połączenie Californication z brazylijską telenowelą. z dwóch ostatnich miesięcy można spokojnie machnąć jeden sezon. albo i dwa... powiedziałabym, że wszystko jest jak w czeskim filmie - tylko, że nawet "Opowiesci o zwyczajnym szaleństwie" są normalniejsze.
.
mam 21 lat, nasrane w głowie i w życiu. zła wódka powoduje bardziej egzystencjalnego kaca, więc lepiej pomaga radzić sobie z posraniem otoczenia. jestem w Cieszynie, na festiwalu, spadłam im tutaj z nieba, będę tłumaczką do wywiadów w telewizji festiwalowej. dziś rano udało mi się dotrzeć do terminów egzaminów do Pragi. mój brat własnie napisał mi smsa z przypomnieniem jak się nazywam.
wiecie, chyba jestem szczęśliwym człowiekiem. albo szalonym, ale jeśli tak - nie leczcie mnie z tego!

26.04.11

[o byłych, część kolejna]

dzwonię do Blonda, pytam czy ma czas. ma, pieniędzy nie ma.

- a prezent swój chcesz odebrać?

- aaaa, prezent! tak, tak!

- dobrze, ja muszę pójść kupić bilet na jutro, rajstopy...

- pojebało Cię? przy takich temperaturach, jeszcze jedziesz na południe. a w ogóle rajstopy nie są sexi.

Blond dba, żebym wyglądała sexi. uważa również, że każdy z moich dotychczasowych związków był w którymś momencie toksyczny. nie pytałam, czy myśli też o nas, ale przypuszczam, że tak. zna mnie najlepiej na świecie, ma rację.

któregoś dnia napisałam mu, że będzie jedną z osób, o których będę myśleć przed śmiercią. odpisał, że głupieję na starość. w Huśtawce ostatnio wydaliśmy sobie wzajemnie instrukcje co do naszego pogrzebu. z mojej stypy nikt nie ma wyjść trzeźwy, a jak na jego grób ktoś przyjdzie z kiepską wódą, to będzie nas nawiedzał.

Mikołaj w sobotę zapytał mnie, czy ja i Blond naprawdę się przyjaźnimy, czy to takie pies zdechł, ale zatrzymajmy go. za każdym razem, kiedy obrywam parasolką w głowę za panikowanie, że nie zdam, nie dam rady, że nic nie umiem, że jestem beznadziejna, a w ogóle to śmiej się a nie płacz - to myślę, że to naprawdę.

.

.

dwa lata temu, pomiędzy różnymi mniej i bardziej przyjemnymi mailami, Blond napisał:

mam gdzieś z tyłu głowy taką myśl że owszem robimy sobie teraz nawzajem bajzel w życiu ale w którymś momencie, któreś uzna że jest dorosłe i krzyknie do drugiego że dosyć tej zabawy, wracamy do domu.

Do zobaczenia w lepszych czasach moja kosmiczna przyjaciółko:)

teraz myślę, że wróciliśmy do domu, tylko dom to zupełnie co innego:) on teraz, jak to przeczyta, powie, że jestem ckliwa, sentymentalna i jeszcze niewiadomo co. będę musiała przytaknąć, w końcu zna mnie najlepiej na świecie.

.

.

wpis z okazji imienin, które były już dawno, ale skoro dopiero dziś dostaniesz prezent to dziś dostaniesz dedykowany wpis zamiast życzeń. gdzieś głeboko wierzę, że jednak choć trochę się wzruszysz.

25.04.11

[wieczorne historyjki z cygańskiego bestiarium]

nadeszła ta pora roku, kiedy róznych zakamarków zaczęły wyłazić rózne stworzenia. w większości małe i wielonożne, niektóre skrzydlate. Lisek ma je wszystkie głeboko w lisim poważaniu, jak zresztą większość rzeczy. było już przecież wspominane kiedyś, że Liska obchodzi przede wszytkim święty spókój. i Tota.

Totę natomiast interesuje wszystko, zaczynając od pełnej miski i miejsca do spania aż po... cóż, foliowe kulki i wstążki - to zawsze. monety pozostawione na stole? trzeba je schować pod dywan, tak luzem to się pogubią. zdjęcia nad stołem znów wiszą nierówno, poprawić. torba? wejść. kwiatki? też coś krzywo. a koszyczek wielkanocny to jakoś dziwnie pachnie.

Lisek na to patrzy z pobłażaniem. jest trochę cynicznym zwierzątkiem, co poradzić. Tota kręci się w kółko jak opętana, nad stołem lata jakaś pierwsza w tym roku mucha. Tota wchodzi na stół, opiera się o ścianę - zdjęcie z Florencji przy okazji troszkę w prawo - zeskakuje na krzesło. znów na stół, staje na tylnich łapkach. i poszczekuje...

a teraz właśnie upolowała pająka i pracowicie zakopuje go w podłodze.

jest bardzo z siebie dumna.

19.04.11

[o mojej pierwszej miłości]

z moją pierwszą miłością, Ewą, to jest jednak cięzka sprawa.

raz gdy ją spotykam, jej balkon zamienia się w ogród na skarpie, z widokiem na całe miasto. no dobrze, nie zupełnie na całe, na Pragę i kawałek Grochowa. i rózne inne domy, których normalnie tam nie ma. innym razem, kiedy wyglądam z jej okna widzę ulicę, biegnącą w dół, właściwie nie wiem do czego ją porównać. wiem oczywiście, ze jest to Brzeska, nawet jeśli najblizej jest jej chyba do jednej z uliczek lublińskiej starówki. tak wygląda z okna, bo z przystanku autobusowego blizej jej do czeskiej Pragi, trochę Žižkova, trochę domów z Narodni czy z Vodickovej.

równie nieprzewidywalny jest pokój Ewy. zwykle trzyma się swojej zwyczajnej formy, wielkiego pokoju z oknem i balkonem, z łózkiem z lewej strony od wielkich drzwi. czasami jednak nagle dzieli się na dwa mniejsze, ale dłuzsze, i wtedy łózko chowa się za ścianą. dziś za to zamienił się miejscami z pokojem obok. później niby się wyjaśniło dlaczego, ale przez chwilę byłam zagubiona w bardzo małym i zupełnie nieumeblowanym pomieszczeniu, w którym lezałyśmy z Ewą na drewnianej podłodze.

a z Ewą to juz w ogóle. po pierwsze to zawsze spotykam ją niespodziewanie, raz nawet okazało się, ze chodziła ze mną na serbski. wtedy nosiła krotkie i proste włosy. i grzywkę. i jadąc ze mną tramwajem na UW powiedziała, ze jest lesbijką. teraz! teraz, kiedy to wszystko było tyle lat temu! ale po chwili przypomnialam sobie, ze przeciez spała ze mną kiedy jej balkon był skarpą. nawet późną nocą odprowadziła mnie na przystanek i podjechała kawałek tramwajem. tylko ze wtedy była w tym wszystkim jakaś inna kobieta. chyba moja, chyba nawet pamiętam kto. dziś wyglądała inaczej, włosy miała juz dłuzsze, kręcone, pięknie kręcone, kazdy lok oddzielnie ułozony. szłyśmy przez Starą Pragę, ja w autobusie wymiotowałam zyletkami, nozykami ze scyzoryka. siedziała ze mną na krawęzniku i trzymała za ramię, kiedy próbowałam wykasłać ostatni nozyk z mojego przełyku. w domu zrobiła mi herbatę i powiedziała coś o swoim chłopaku, coś o tym, ze nigdy nie spała z kobietą, ze nie wie jak to robić. lezałysmy więc nago na jej drewnianej podłodze, a ona próbowała mnie pieścić, bardzo po męsku. siebie nie pozwalała dotknąć, mówiła znów o chłopaku i ze nie mogłaby być lesbijką.

podeszłam więc do okna, z którego rozciągał się widok na Brzeską jak z lublińskiej starówki i powiedziałam:

Dokładnie tak mi się to ostatnio śniło.

miałam na myśli skarpę.

13.04.11

[listy]

właściwie to w dobie komunikacji internetowej mimo wszystko dalej przychodzi do nas masa poczty papierowej, fizycznej i namacalnej. w mojej skrzynce codziennie coś jest. że już nie wspomne o listonoszu, który przychodzi absolutnie nieprzyzwoicie rano [koło 10tej zazwyczaj;p] z jakimiś poleconymi do mojej matki prawie codziennie, przez co doskonale już wie, że 1. mamy kota 2. mamy pięknego kota 3. nasz kot pięknie spierdala oraz że 4. jestem szczęśliwym człowiekiem, który o tej porze pragnie spać a nie popierdalać w szlafroku za kotem po klatce...

byłabym jednak bardziej szczęśliwa, gdybym raz na jakiś czas zamiast zostać zaatakowana plikiem listów miłosnych z banków różnorakich i naszego kochanego operatora sieci komórkowej, nie mówiąc o ulotkach pizzerii [które i tak się gubią i człowiek szuka telefonu w necie], od czasu do czasu została zaatakowana listem do mnie. kartką pocztową. bo właściwie tęsknię za czasem kiedy Baś pisała mi listy papierowe i kiedy przychodziły pocztą. potem niestety poczta postanowiła zgubić list Basi i od tej pory listy zaczęły być listami dworcowymi.

.

Milena biegała czasem nawet kilka razy dziennie na pocztę, żeby sprawdzić czy coś nie przyszło.

.

właściwie miałam napisać coś o Honzie, bo sobie dziś myślałam o niej w tramwaju, a może w myślach znów komuś o niej opowiadałam, ale

jakoś nie wyszło....

11.04.11

[czekanie]

czekanie, czekanie,

nic-nie-robienie,

nic-sie-mi-nie-chcenie

a w ogóle jest jesień w wiośnie,

czekanie, czekanie,

do trzech dni roboczych - czekanie.

.

i doznałam dziś strachu, stojąc na przystanku Muzeum Narodowe, że mnie do Pragi nie wezmą, że nie dam rady, że jest już kwiecień, duben, jest kwiecień, a przecież

[tu cytat z samej siebie, sprzed lat kilku]

kwiecień ma moc destruktywną. destruktywny znaczy powodujący rozprężenie. ah jakie rozprężenie powoduje kwiecień!

i [teraz już niedosłownie, ale dalej z siebie samej] - nagle z niczego robi się dziesiąty, zaraz potem stanie się dwudziesty, za płotem stoi maj, za nim czerwiec, i wszystko powoli stacza się w stronę lata

tylko po drodze, tyle do zrobienia, tak dużo-mało czasu.

.

ale potem Marianna mówi, że mnie wezmą, że się dostanę

więc na dzień dzisiejszy zostaje tylko herbata i czekanie

i step szeroki grochowskich podwórek

.

ps. cytaty, co nie są ze mnie, są z "Dajcie mi spokój", Pablopavo, płyta najnowsza. warszawska.

[czarownica]

- powinnaś zostać czarownicą.

- przecież jestem, zapomniałeś.

- ale jakoś mało praktykującą.

czy faktycznie? przecież starczy, że czasem coś sobie pomyślę, coś mnie napadnie - jakiś obraz, jakiś sen - i to się dzieje, wcześniej czy później. może dlatego teraz jestem tak spokojna, tylko czasem, zwykle o północy zaczynam ludzi zadręczać moim gadaniem. ja już mam wszystko wymyślone, wszystko mam w głowie. to się stanie. już się stało. bez kukiełek, bez zaklęć.

.

wczoraj we śnie widziałam wschód słońca, a przed nim deszcz meteorytów, bardzo piękny. wypowiedziałam wtedy życzenie - a może tylko krzyknęłam do innych żeby pomyśleli swoje. nie pamiętam jakie życzenia myślałam w tym roku w sierpniu - czy w ogóle, bo w noc spadających gwiazd nad Lublinem wisiały chmury.

.

wszystko to, co będziesz robić od dziś

wszystko to, co będziesz robić...

teraz robisz to tylko dla mnie!

http://www.youtube.com/watch?v=wWoWsJ50INY

09.04.11

[kraków]

- ja jakoś dziwnie ufam ludziom. przenocować obcą dziewczynę z Warszawy? proszę bardzo! - mówi Magda kiedy w nocy idziemy do domu, w obleśnym wietrze, w deszczu. parę godzin wcześniej w pociągu relacji Warszawa - Kraków pożyczyłam zupełnie obcej dziewczynie 50zł na bilet, ponieważ interregio nie posiada czytników kart. właściwie to nie miałam żadnej pewności, że w Krakowie nie wyskoczy szybko w pociągu i nie pobiegnie w tłum, żeby mi tych pieniędzy nie oddać. ale właściwie nawet przez chwilę o tym nie pomyślałam. tak, też jakoś dziwnie ufam ludziom...

.

- a macie coś do jedzenia?

- ciastko.

- a jakieś tosty...?

- mogę Ci zrobić kanapkę, właśnie sobie robię śniadanie. jesz mięso? pomidory? no, to zaraz przyniosę.

sobotnie wczesne popołudnie, gdzieś w Krakowie, w knajpie, w której nigdy wcześniej nie było. kupuje herbatę, chwilę później barman przynosi mi dwie wielkie kanapki.

- myślałaś, że żartuję?

- nie, wiesz, mi się takie rzeczy zdarzają.

.

[a oprócz tego robię się tak kiczowatą romantyczką, że niedługo ludzie, słuchając moich opowieści, będą rzygać tęczą z gwiazdkami. ]

06.04.11

[warszawskie trotuary - o "Tyrmandzie Warszawskim" ]

To książka dla ludzi, którzy Warszawy nienawidzą tak bardzo, że nie mogą bez niej żyć. I dla tych, którzy kochają ją tak mocno, że aż nie potrafią jej ścierpieć. W dwóch słowach - dla warszawiaków. Dla nas, ludzi stąd, dla których to miasto jest tak oczywiste, tak codzienne, że zachwyty zdarzają się nam tylko w piękne wiosenne popołudnia, w soboty jak ostatnia kiedy parki były pełne. Normalnie, w poniedziałki czy czwartki - jak nas to miasto po prostu wkurwia! Brud, hałas, zapchane tramwaje, ja pierdole, ci ludzie w tych tramwajach...!

"Tyrmand Warszawski" to zbiór tekstów, które Tyrmand pisał do "Tygodnika Powszechnego", "Przekroju"oraz "Stolicy" w pierwszych latach po wojnie. Wrócił do kraju po wojennej tułaczce po miejscach różnych, wrócił w kierunku, który mój znajomy określa jako "zupełnie odwrotny od logicznego". Z Zachodu do Polski. Do Polski? Nie, on tak naprawdę wrócił do największego gruzowiska Europy, do Warszawy. Przytacza rozmowę z pewnym wybierającym się na placówkę dyplomatą. Dyplomata jest zdziwiony jak Tyrmand mógł wrócić, szczególnie, że ciągle coś krytykuje. Przytacza też inne opowieści o wracających, także tych dla których już miejsca w nowej Polsce za bardzo nie było.

Otóż tych wszystkich ludzi, nie wyłączając mnie, wyżej wzmiankowany kandydat na dyplomatę zrozumieć nie mógł. Z nader prostego powodu: nie pochodził z Warszawy. A sprawa jest, w gruncie rzeczy, taka prosta: my kochamy Warszawę...

Jego teksty to relacja z odbudowy Warszawy - relacja i komentarz, bardzo krytyczny. Tyrmand zwraca uwagę na problemy z pozoru małe, banalne przy ogromie zniszczenia stolicy. Uparcie walczy o stan chodników. Chodniki, czyli tak zwane przed pierwszą wojną światową trotuary, były zawsze dumą Warszawy. Podkreśla wyjątkowość chodników warszawskich - w innych miastach europejskich o jednakowych wzorach, a w naszej stolicy jakże różnorodne! W duże i małe kwadraty, różnej wielkości romby, kostkę oraz - zachwyciłam się tym słowem! - w klinkierek. A po czym na codzień chodził Tyrmand na przełomie lat czterdziestych i piędziesiątych? Po dziurach, o które potknięcie - ale jedynie lewą nogą! - wróży spotkanie ukochanej, lecz które potwornie niszczą buty, podobnie jak nieustający kurz i błoto.

Komentuje powstającą architekturę - niejednorodność powojennego Nowego Świata, z jednej strony rekonstruowanego, z drugiej stylizowanego. Tworzy pojęcie "architektury ciastka". Przepych w ciastku jest oczywiście jak najbardziej wskazany, im bardziej ciastko jest wymyślne, kiczowate, z kremem, wisienką i jeszcze posypką - sztuka prawie. Tylko z budynkami to tak nie działa, niestety.

Przy całej krytyce, Tyrmand nie kryje swojego podziwu dla heroicznego czynu jakim jest odbudowa miasta. Pisze też o duszy Warszawy, która czasem najłatwiej wytłumaczyć przez spojrzenie cudzoziemca - bo on, nie będąć stąd widzi to, czego my na codzień nie widzimy. Że stojąc na Krakowskim i na Niepodległości pewien bodajże Włoch czuje się tak samo w Warszawie. Że Prażak po dwóch latach warszawskiej udręki brudu, ciasnoty i codziennego narzekania wraca do Pragi, pięknej, czystej, niczym nie ruszonej Pragi, ale za chwile wraca. Dlaczego? Tak, widzi pan, w Pradze jest oczywiście ładniej, wygodniej, lepiej, ale to nie to... Warszawa to jednak Warszawa. Wprawdzie obuwie się strasznie niszczy, ale można żyć.

Znajdziemy w tym zbiorze i teksty o wydarzeniach aktualnych: o zespole Mazowsze czy wystawie sztuki chińskiej w Muzeum Narodowym (z Tyrmanda uwagami o sztuce w ogóle). Znajdziemy przepiękną opowieść o warszawskich tramwajach, które żyją i współczują! Uwagi o brzydkich szyldach i postulacie wprowadzenia smakowych znaczków na listy. Pomiędzy tym przewija się też krytyka Polaków i polskości w ogóle - ale to już inna historia.

To książka, która odbiera trochę entuzjazmu mojej emigracji. Sprawia, że gdzieś z głębi wynurza się smutek i odrobina wyrzutów sumienia, że porzucam moje brudne miasto dla księżniczki Pragi. I nawet powtarzanie, że jestem dziewczyną z Pragi - tej naszej, i będę dziewczyną z Pragi - tej większej, jakoś nie pomaga.

Jestem ciekawa opinii o tej książce osób spoza Warszawy, turystów, przyjezdnych, przejezdnych. Tych, którzy nie wiedzą, że Warszawę dostaje się w genach. Moja, jak na razie lekko obrażona moim życiowym wyborem, babcia nie musi się martwić - moja córka też będzie śnić Warszawę, której nigdy nie widziała, dawną Pragę, przedwojenne Powiśle, obrazy jak z tego filmu - http://www.youtube.com/watch?v=rMko4F3a9Ac&feature=related czy tego http://www.youtube.com/watch?v=ZzIAU2Jp95s&feature=related .

I będzie rozumiała czym jest "rzewny zapach" tego miasta - wiesz, te poranki jesienne poranki, kiedy idę przez Narbutta, ten wiosenny wiatr kiedy po całym Grochowie czuć czekoladą od Wedla.

05.04.11

[etno]

stąd do Miłego jest świat daleki

nie ma pagórka i nie ma rzeki

nic nie ma oprócz tęsknoty mojej

nie biegnie ścieżka, góra nie stoi

nic nie ma oprócz tęsknoty mojej

.

gdybyśmy Miły, z naszej tęsknoty

most zbudowali wielki i złoty

mozna by po nim chodzić parami

i moglibyśmy spotkać się na nim

[ "Stąd do Miłego" Village Kollektiv]

http://www.youtube.com/watch?v=is6Zsnl23lU

- słuchasz folku? - pyta wieczorem Olga, trochę jakby zdziwiona. folku? a tak, znów zapomniałam, że to co tworzy VK to pierwotnie folk, a dopiero potem dubstepy i inne elektroniki, które sprawiają, że to absolutnie hipnotyzująca muzyka. druga ich płyta się oswaja w mojej głowie, jeszcze trochę wadzą teksty polskie literackie.

ale 'Ktoby' ma siłę....

.

kto kochanie rzuca swoje, niech się żegna ze spokojem!

http://w582.wrzuta.pl/audio/6IzpGLgFLPG/village_kollektiv_-_ktoby_alt_version

.

[nie zapamiętałam dziś snu! jedynie kilka obrazów... a był tak dobrze pojebany ]

03.04.11

[rozgrzebywacz]

o wpół do jedenastej już nie mogę patrzeć na wszystkie jenže, tentýže, a Karlovą univerzitę odmieniłam już przez wszystkie przypadki, razem z Karlovym mostem; mam gdzieś jak po czesku jest odra i ospa wietrzna, obtarcia, zwichnięcia, siniaki.. o wpół do jedenastej wieczorem zamiast tego znów przeszukuję cały internet, znajduję kontakt do ostatniego męża Honzy - zaraz obok informacji, że odmawia wypowiadać się o niej. wszystko co mi zostaje to krótka notatka, że był z nią szczęśliwy.

właściwie - co więcej potrzeba mówić?

znowu bym chciała wszystko na raz. mam zaczętych mnóstwo spraw i siłą się przekonuję, żeby z niektórymi poczekać. nawet już nie zaczynam czytać książek, które ostatnio dostałam - wiem, że nie skończę. nie wiem po co przyniosłam sobie ostatnio dwie kolejne z BUWu.

to jest jakiś dziwny moment w życiu gdzie wszystko jest zaczęte, nic nie skończone. chciałabym żeby już było 'za pół roku' - kiedy wszystkie egzaminy będą zdane, wszystkie sprawy zakończone, książka będzie miała wersję demo, a ja będę się właśnie wprowadzała do mojego praskiego mieszkania.

kurwa, chciałabym chociaż to wiedzieć - gdzie ja będę w Pradze mieszkać?!

02.04.11

[ale na razie]

któregoś dnia zostanę pisarką.

ale na razie robię durne ćwiczenia z gramatyki z nadzieją, że kiedyś się jej w końcu nauczę, że uznam, że to jednak nie wszystko jedno jaka tam jest pieprzona końcówka - chociaż Milena przecież ciągle powtarza Czesi tego nie wiedzą [któregoś dnia będę się chyba musiała spytać co właściwie wiedzą] - i że funkcja komunikacyjna jest owszem podstawową funkcją języka, ale fajnie by było mówić ładnie i poprawnie.

[rano w łazience postuluję unosowienie a, bo ja bardzo chcę mówić włanczać - uważam, że to piękne. w środę próbowano mi scs-owsko udowodnić kwestią tę/tą. na współczesnym czeskim myślę, że gramatyka i cała ta kodyfikacja języka i te zasady i słowniki i ojapierdole-niewiemcojeszcze, to klatka dla języków. a potem mówię Mariannie, że jest konserwatystką językową]

[i ja, proszę państwa, robię korekty dla Łóżka Majora. i krzyczę na biednych ludzi, którzy stawiają przed każdym i przecinek twierdząc, że to właśnie ta wyjątkowa sytuacja]

dostałam dziś ciekawe dokumenty o Honzie - chociaż czy faktycznie są o Honzie? bo zgadza się cała historia, ale nie zgadzają się daty - żadne daty! i nie zgadza się podpis - chyba że o czymś nie wiem. a może to kolejna mała mistyfikacja? bo w zasadzie czemu nie, pytanie po co? nie ma sensu, ten piękny naród kocha mistyfikacje, a w ogóle Honza jest jedną wielką mistyfikację. Nie wierzę w prawdomówność napisała Bondiemu.

któregoś dnia zostanę pisarką. ale na razie zrobiłam kilka notatek i wszystko znów zawędrowało do wielkiej niebieskiej teczki. teraz pójdę spać, żeby rano móc zapisać swoje sny. o moich snach też kiedyś napiszę, ale na razie spisuję je do projektu studentów neurokognitywistyki.

[kiedyś też będę wszystkie notki pisać dwujęzycznie, ale na razie mi się nawet nie chce próbować]