22.05.12

[przerwa na reklamę]

reklamę oczywiście siebie samej

czyli Cygan zaczęła drugi blog tworzyć, tym razem tematyczny.

http://mojeholesovice.blogspot.com/

jak widać z adresu Cygan zaprasza na wycieczkę do Holešovic, czyli tak, brawo dla bystrych, dzielnicy Pragi, w której mieszka.

lubiących narzekać, ze nie widzę literek, ten szablon jest do dupy, mój monitor jest super skalibrowany-to twój jest chujowy i dalej w tym klimacie, proszę serdecznie, aby się na razie nie wywnętrzali, blog jest tworzony w czasie sesji (tak, od wczoraj mam sesję!), jako przerywnik od literatury czeskiej 19 wieku czy fonetyki (w przypadku pierwszego jest to raczej ucieczka). jak się ogarnę ze studiami to zrobię ładniejsze tło, ładniejsze literki i ogólnie ładniejsze wszystko.

jak narzekający się zesra jeśli się nie wywnętrzy niech mi napisze maila, wiadomość na fejsie, ostatecznie swoje żale wyleje w jednym, ale naprawdę jednym, komentarzu, a jak będę miała chwilę to coś się z tym zrobi.

tych, którym by się zachciało narzekać na jakoś zdjęć - niestety, sprzęt niemłody, na nowy się nie zapowiada, a jeśli chodzi o moje umiejętności to naprawdę - porzućcie wszelką nadzieję. staram się, jak mogę, ale wyżej dupy i tak dalej. zawsze w końcu możecie mnie odwiedzić i zrobić lepsze.

a, i jakby się wam przypadkiem spodobało to wiecie - fajnie jest o tym powiedzieć, no nie?

[o tym że żyję i to bardzo]

Tydzień z tych intensywnych. a może raczej z tych, od których odwykłam?

że w poniedziałek Cię nie ma, a ja mam szkołę, w tym dwa testy, i jeszcze sprzątać, cholera, co za pogoda, a wieczorem w końcu na to piwo. że we wtorek jeszcze trzeba pojechać na chwilę na uczelnię, to bez sensu, 45minutowe ćwiczenia, potem jednak posprzątać i praca i przyjeżdza K., więc wieczorem, no tak, to piwo. K. jest najbardziej uroczym gościem na świecie, opowiada o muzyce jakby to była powieść sensacyjna, ja już teraz wiem, że z muzyką jest jak z architekturą, możesz powiedzieć ładny dom, czy podoba mi się to co gra, ale możesz też coś wiedzieć, coś więcej i wtedy. wtedy rozumiesz, wtedy cię to bawi.

K. jest gościem cudownym, chociaż odmawia jedzenia pierwszego dnia, ale rano domaga się jajecznicy. i wychodzi rano, też nie szkodzi, nawet jeśli Misz potem przywyka, ze się wstaje tak rano. znów praca, trzy dni praca, z rzędu i wieczorem, a tu zjazd bohemistów więc po pracy znajduję Cię na Malej stranie, już niby wychodzicie - ale przeciez piwo najlepiej smakuje w Holešovicach. a najlepiej jeszcze po powrocie do domu siedzieć z K. nad herbatą i dyskutować do późnej nocy bądź wczesnego rana, a o świcie się zerwać - i napisać kolejny test. z testu na Hradczany, pobijam osobisty rekord w biegu Nerudovą, bo przecież Młody jest w Pradze i ma dla mnie to i siamto, i jeszcze trzeba na spacer z nim, pogadać, bo przewodnik mówi tonem klasycznie usypiającym. i tak, przecież praca, po pracy szup szup do domu, bo hokej.

właśnie - jeszcze w tym wszystkim jest hokej,mistrzostwa, ćwierćfinały, półfinały, finały. Czesi w ostatnich sekundach pokonują Szwedów, Słowacji rozjechali Kanadę. taki półfinał, panie, ja dziś nie zdążę, bo - je zapas - kdo hraje? - Česko - Slovensko. - ale s kým?, takie rozmowy, i jak tu się uczyć do sesji, jak zaliczać, kiedy i wizyty i targi książek i praca i mistrzostwa...

gdzie w tym wszystkim czas na studia?

to był ten tydzień intensywny, od połowy na ciągłym zmęczeniu. 5 zaliczeń plus egzamin wczoraj. dwa testy zaliczone, egzamin na 1 czyli najlepiej, z resztą się czeka na wyniki.

daję radę, dajemy radę, wczoraj, już po wszystkim zrobiłam pranie i w końcu mam co na siebie założyć.

...

[takie sprawozdanie, bo ktoś ostatnio w komentarzach pytał, gdzie się podziałam]

[uwaga techniczna - naprawdę miło jak się podpisujecie w komentarzach. jak nie umiecie zlikwidować tego anonimowy to chociaz w tresci dajcie znać kim jesteście. szczególnie jak zwracacie się do mnie, nawet retorycznie:) ]

06.05.12

[cieszyńskie wakacje]

jest czwartek i ostatni raz idę do miasta. jest znów upał, choć miało być chłodniej. a mi została już tylko czarna koszulka z półdługim rękawem - smażę sie. idę jeszcze się przejść, na film już nie, tylko przejść, kogoś spotkać, zapalić papierosa na pożegnanie.

potem jeszcze wracam i siedziemy na balkonie, prawie całą bandą, naszą kilkudniową komuną i pakujemy w siebie ryż z warzywami, Pani Matka siedzi razem z nami, Pantata odmawia jakichś chińskich wynalazków i wraca żyć we swoim własnym świecie. są jak ogień i woda i ciężko zrozumieć, jak to się stało, że dali się do gromady*, że razem tyle lat żyją i się nie pozabijali. ale może to jedna z tych rzeczy, których nie można wytłumaczyć, wręcz nie wolno tego drążyć, podgryzać, rozgryzać, racjonalizować - bo gdziepotem ta magia.

cieszyńskie wakacje. miała być praca przy festiwalu, zmiany codziennie, siedzieć na tyłku informować o wszystkim. jest piątek późnym popołudniem, dzień przed-pierwszy. wlewam się do biura, oznajmiam swoje istnienie i że jestem tutaj wolontariuszką i co, i gdzie, i do kogo. i czy mogę jeszcze iść coś zjeść, taką porcję pierogów i zupę pomidorową na przykład. wszystko spokojnie, kiedy wrócę z obiadu, przez trzy godziny zrobię dwie tabelki, ustalę grafik i wypalę X papierosów. następnego dnia mi powiedzą, że nie jestem potrzebna, że mam iść pomagać przy wernisażu wystawy, na którą nikt nie przyjdzie.

przyjeżdża Żona i cieszyńskie dni się tak dzielą - na dni z Żoną i bez. w naszej komunie zbierają się dalsze żony i mężowie, znajomi na weekend, jest nas cała zgraja. i tak już będzie, ktoś wyszedł na film, ktoś robić wywiad, ktoś montuje, a ktoś śpi, bo wrócił bóg wie jak rano.

miała być praca, miały być filmy. wyszły wakacje, kilkudniowe wakacje, z lenistwem i książką na balkonie, z piwem do późna, z nocnymi powrotami do domu i o czym się wtedy gada z Żoną albo jak człowiek, który nas podwozi święcie wierzy w powrót hipisów. twarze, którym odpowiadam cześć chociaż nie wiem, czy to znajomi moi, czy znajomi M, czy znajomi znajomych, a może się pomylili. czasem wydaje mi się, że ich znam, czasem to wiem na pewno. czasem zdziwiona jestem, że mnie pamiętają. cieszyn cieszący.

jest czwartek i wychodzimy na swoje pociągi i autobusy, a Pani Matka stoi w drzwiach ze Stefcią na rękach i mówi pesjkowi, że wyjeżdżamy i teraz będzie pusto.

*taki bohemizm.

zdjęcie - dokumentacja rodzącego się życia. górny obrazek mój i trochę Oli. Ola komentuje: podoba mi się tutaj. nawet ja mam bałagan.