28.04.13

[skrzyżowanie]

Na skrzyżowaniu ulicy Farskiego, pierwszego patriarchy Czechosłowackiego Kościoła Husyckiego z ulicą podpułkownika Sochora nachodzą mnie myśli zasadnicze. Idę na uczelnię, na zakupy, z zakupami, do pracy i z pracy, codziennie, przynajmniej raz przechodzę to skrzyżowanie. Tam właśnie jest jakaś energia. To może być kielich na kamienicy, w której jest kościół husycki, ten wielki złoty kielich, który w nocy świeci. Ale nie musi.
Po prostu tam jest miejsce, gdzie stwierdzam na przykład, że ten stan, w którym się znjaduję najlepiej oddaje słowo harmonia.

20.04.13

[poza utartym szlakiem]

Są takie miejsca, w które by się chętnie wróciło, ale siedzi w człowieku strach, że to już nie będzie to samo.




Do Supraśla jeździliśmy dwa lata. Trafiliśmy tam przez przypadek i po miesiącu wróciliśmy na wczasy. Wczasy, takie nicnierobienie, trochę spacerów, trochę rowerów, czytanie na balkonie obrośniętym winoroślą. Lenistwo. Zawsze ten sam pokój, u tego samego starszego pana, który nie zawsze odbierał telefon, więc jechaliśmy w ciemno, stawaliśmy pod furtką - i czy będzie pokój? Był. Piękne muzeum ikon, jedno z lepszych muzeów, które w ogóle kiedykolwiek odwiedziłam. Pierwsza sala stylizowana na pustelniczą grotę, śpiewy mnichów w tle. Tylko na mszę prawosławną nie poszłam.

Czasem sobie wspominam, ale już wiem, że nie wrócę. Pokoju u pana już nie ma, bo jakiś czas temu wpadłam przypadkiem na ogłoszenie o sprzedaży tego domu. Lepiej nie jechać, nie niszczyć.

---------
Zainspirowała mnie swoim konkursem Kamila. Książki wygrywać nie chcę, ale sentymentalnie się zrobiło. Link do Kamilowego bloga o jej licznych podróżach TUTAJ, aż się sama sobie dziwię, że nie ma go na mojej liście czytanych i polecanych:)

16.04.13

[na literaturze]

Podobno jest to krzywdzące dla literatury jako takiej, że teraz jej większość jest autobiograficzna, że każdy kto się czuje pisarzem po prostu weźmie te swoje przeżycia: dzieciństwo, nieszczęśliwe miłości nastoletnie i późniejsze, pijaństwa i inne degeneracje, kilku znajomych, trochę rodziny, jakieś rozwody cudze i własne, weźmie i zakomponuje do opowieści, która się właściwie toczy sama, bo już się przecież kiedyś rozegrała - to podobno nie świadczy najlepiej o biednej współczesnej literaturze, że pisarz zamiast pracowicie wymyślać, to kleji i zszywa. Tak mówi pan doktor na zajęciach z języka we współczesnej literaturze czeskiej, oczywiście podkreśla, że są wyjątki... Tak mi się to przypomina na innych zajęciach, ale cóż mogę, wzruszam ramionami i wracam do lektury książki dawnego znajomego, który oprócz własnego życia domieszał tam też wiele cudzych, a kątem ucha słyszę koleżankę z roku, która referuje o pisarzu wcale nie współczesnym i że to bardzo ważne, że na tej Rusi Podkarpackiej żył, bo czegoś takiego to się nie da wymyślić...
Zanurzam się z powrotem w lekturze, kątem myśli myślę, że dobrze, że ja po prostu piszę o Janie i z góry jest jasne, że się to wszystko stało, choć część jest przynajmniej nieprawdopodobna. 

06.04.13

[pozvanka, czyli komu w drogę, ten do Ołomuńca!]

A je to!

Srdečně zveme na slavnostní uvedení nového čísla Listů 2/2013
v Café 87 / Muzeum umění Olomouc
v sobotu 13. dubna v 17 hodin
V tomto čísle vycházejí dosud neznámé dopisy Mileny Jesenské
z vězení a koncentračního tábora Ravensbrück otci, dceři a bývalému manželu Jaromíru Krejcarovi. Objevila je v Archivu bezpečnostních složek a do tisku spolu s Alenou Wagnerovou připravila mladá polská bohemistka
Anna Militz,
která bude hostem setkání.

Dla tych, którzy po czesku nie bardzo - w przyszłą sobotę, 13. kwietnia, w Ołomuńcu odbędzie się spotkanie. Na spotkaniu zostanie zaprezentowany nowy numer czasopisma Listy, w którym zostaną opublikowane listy Mileny Jesenskiej, które pisała z więzienia a potem z obou w Ravensbruck do swojej rodziny. Listy, które całkiem przypadkiem znalazłam ja i mnie też będzie można na tym spotkaniu zobaczyc. Ba. Podobno mam tam nawet mówić. Opowiadać i odpowiadać. I to po czesku.
Ach, w Listach wyjdzie też mój artykuł, którego skróconą, polską wersję wrzucałam TUTAJ.
Kto może, niech przybywa, ostrzegam, na spotkaniu po polsku mówić nie będę. Ale po spotkaniu chętnie, chociaż kulawo.

04.04.13

[zgubiona stacja metra]

Na jednej ze stacji metra uświadomiłam sobie, że zapominam nazwy. Już w grudniu miałam problem z odnalezieniem się w ulicach, ale tłumaczyłam sobie, że tego kawałka miasta nigdy nie znałam zbyt dobrze. Wtedy jakieś chłopaki zapytali mnie o ulicę, o drogę. Zatrzymałam się i powiedziałam:
- To będzie ta przecznica teraz. Może następna, ale raczej ta.
Chwilę wcześniej przeszłam przez tę ulicę. Ja, która tak dumnie mówi o swoich korzeniach. Ale przecież nigdy tutaj za bardzo nie chodziłam, nie jestem taksówkarzem przecież.
Tym razem odczułam to bardziej. Jechałam metrem i nagle zobaczyłam nazwę stacji. I przeczytałam ją. Nie tak, jak się czyta nazwy, które zna się dobrze, na pamięć, że starczy spojrzenie i z samego kształtu, z długości, bez okularów nawet się wie, co tam jest napisane. Nie, ja ją przeczytałam, po sylabach, zatrzymałam się na zbitce spółgłosek, dokończyłam. Mrużyłam oczy, żeby zobaczyć wyraźnie. Zanim wysiadłam przeczytałam sobie jeszcze całą listę nazw stacji. Przecież pamiętam...

Że też wypadła mi z pamięci akurat ta. Niby nie wysiadałam na niej zbyt często, ale kiedyś dawno była ważna. Była wręcz prześladująca. Niby wyglądem nie różniła się od poprzedniej, nie tak na pierwszy rzut oka. Znałam tę drobną różnicę, gdybym zasnęła w metrze i obudziła się właśnie tam, to tę stację poznałabym nie patrząc na tabliczki.  Po prostu mieszkał tam Ktoś.

Zgubiłam słowo, czy zgubiłam miejsce? Nigdy uczyłam się specjalnie nazw ulic, uczyłam się punktów zapamiętywalnych, przystanków tramwajowych, linii, którymi da się w dane miejsce dojechać.

Gubię swoje miasto, przechowuję je w książkach o nim, w albumach, które często pokazują go takim, jakim już nie jest. Gubię moje miasto, tak jak gubię mieszkanie moich rodziców, gdzie coraz częściej nie wiem, w której szafce czego szukać. Zamieniam miejsca na inne. Miasto na nowe.

W nowym mieście uczę się ulic. Uczę się z ich poziomu i z mapy. Może to te słowa wypierają z głowy te stare?



---------------------------------------------------------------------------
reklama - Agata lubi dużo mówić o jedzeniu, więc dała temu upust w postaci bloga Kiedy Zjemy. Zapraszam do czytania i dodaję Duszka do listy blogów tam z boku:)