22.01.12

[u nas w Holešovícach]

.

śnieg w Pradze jednocześnie istnieje i nie. na przykład wczoraj od południa padał, wirujące płatki zasłaniające widok do naszej ulicy. więcej szybciej. nie wychodź z wanny, przerazisz się. faktycznie, nie da się ignorować, wirujące białe coś. ale na chodnikach szaro, mokro. śnieg istnieje i nie istnieje. tak jak zima. są dni kiedy jest lekki mróz i dni kiedy jest 12 stopni. drzewa na placu już chyba się poddały i zrzuciły ostatnie liście - dużo wiało ostatnio.

w nocy ulewa.

targu bożonarodzeniowego nie ma już podobno od paru tygodni. zauważyliśmy to przedwczoraj. życie jest tutaj, w zamknięciu kilku ulic. nie przeprowadziłam się do Pragi. przeprowadziłam się do Holešovíc.

miasto w mieście. tutaj się budzę rano i trzymasz mnie za rękę. robię kawę patrząc na naszą ulicę, cieszę się jeszcze tym widokiem. niedługo się zmieni, zmiana norki na nową. nowa jest dwie ulice i jeden zakręt dalej. więc pijemy kawę, trzeba kupić nową. odkąd zamkneli alberta mam zwiedzone wszystki wietnamskie spożywczaki w okolicy. wiem, gdzie jest nieustająca promocja na Studentską, wiem gdzie jest jedyna prawdziwie gęsta śmietana, a w którym śmierdzi. śmierdzi obok Železnej Sparty. tutaj mam pracę, pięć minut pod górę.

i jestem. stoję przy schodach do sali i mówię dobrý večer, odrywam kawałek biletu, na górę na balkon, na dół na parter. ludzie do kina chodzą raczej parami, zawsze mam więcej tych podwójnych papierków, czasem się zdarzy potrójny. papierki mają tajne kody, ciąg cyferek, chociaż odkąd umiem obsłużyć kasę, to wiem, że te numerki ze świstków nic nie znaczą, że to na reszcie biletu jest ten właściwy. ale ciągle oglądam te dziewiątki szóstki i ósemki, czasem dwójki, zawsze zera, ile razy wśród 47 biletów sprzedanych na dzisiejszy seans się powtórzyły. w kinie magia jest obowiązkowa, drukarka do biletów musi strajkować, a dawna loża, gdzie teraz się trzyma plakaty otwiera się bez problemów jedynie na hasło z Seksmisji. i musi być ten magiczny moment przed pierwszym seansem, kiedy jestem na sali tylko ja, światła i muzyka. przechodzę między rzędami, staję na balkonie. mam kino dla siebie. piękną modernistyczną salę kina dla siebie. razem z jego zapachem, czasem myślę, że małym, artowym kinom sprzedaje się jakieś specjalne "odświeżacze" do powietrza. nazywa się w starym kinie, skład: stare drewno i kurz z grzejników.

jest jakiś pęd, jakaś niespokojna ciekawość poznania historii tego miejsca. że ulica, na której jeszcze mieszkam nosi imię pierwszego czeskiego wenerologa, a architekt mojego ulubionego domu w okolicy był Żydem z węgierskim obywatelstwem. że Jana mieszkała na Jankovcovej, kiedy pisała list do Bondyho, a później, chyba już do końca życia, na Korunovační 32 a moje kino działa od sierpnia 1940 roku... próba udomowienia?

zakorzenienia?

.

.

[na zdjęciu wczorajszy śnieg, zanim się rozkręcił na plno a potem zniknął]

2 komentáře:

  1. kiedyś chciałam w kinie pracować właśnie przez tę samą magię, o której piszesz :D

    OdpovědětVymazat
  2. cieszę się, że ci się u nas w oko podoba. jest tam ukryte takie coś (ktoś), co ciągle do tego kina przyciąga. Oko to dla mnie to już prawie rodzina. Miejsce, które się kocha i nienawidzi. Pozatym -
    już odkryłasz okoskřítka? przetłumacz bo ja nie potrafię tę wasze polskie krasnoludki rozróznić:}

    V 2010 mielismy blOKO :) http://www.biooko.net/cz/bloko/

    OdpovědětVymazat

Podpisz się pod komentarzem. Szczególnie jak masz coś mądrego do napisania (a na pewno masz).To nie jest trudne.