20.10.13

[kasztany]

W nocy robię Ci zdjęcia, na schodach, pod kościołem, a może innym zabytkiem. Schody schodzą w dół, wejście jest poniżej poziomu ulicy. Stoisz w połowie i robię Ci zdjęcie. Jedno drugie trzecie. Potem Cię na nich nie ma, tylko jakaś wariatka w czerwonym, w najróżniejszych porach. Pokazuję je rodzicom i powtarzam ciągle, że tam byłaś, stałaś. Przecież mama widziała, była tam z nami, przecież słyszała jak mówisz Anusiu. Nic, schody schodzą w dół, a na nich wariatka w czerwonym.

Potem się budzę i cały dzień jest mi tak sobie, a że tydzień alkoholowy, to wieczorem płaczę. Po kilku lampkach wina ciągle szukam u ludzi pocieszenia i chyba bywam w tym trochę żałosna. W ciągu dnia i bez alkoholu już praktycznie nie płaczę, bywa mi jedynie ciasno w gardle. Ale idę przez Letną i piszę Ci w głowie list. Zaczynam od tego, że jestem szczęśliwa, bo o to pytasz przecież zawsze. I wcale nie kłamię, bo idę przez Letną, na wykład, wyszłam wcześniej, ładnie jest. No i zapomniałam kupić miesięcznego. Zbieram kasztany - najwięcej jest ich zawsze pod drzewem najbliżej przedszkola. Może czeskie dzieci nie zbierają kasztanów, a może chodzę w takiej porze, że jeszcze nie wracały przez park do domu. A może to drzewo mnie lubi, patrz, znowu trzy spadły przede mną i tylko jeden na chodnik, będzie pęknięty. Mam już pełne kieszenie tych kasztanów, będę miała też pełną torbę. Zaniosłabym Ci na grób kasztana - jest taki żydowski zwyczaj, że się nosi kamyki na groby, na Olszanach sprzedają takie kolorowe zaraz obok zniczy, chyba goje też je kupują - ale ja bym Ci wzięła kasztan. Tylko jak będę w Warszawie to one już dawno będą pomarszczone i pokurczone, a ja bym Ci chciała zanieść taki świeży, błyszczący. Taki, który najlepiej nosi się w kieszeniach płaszczy i kurtek i obraca się w dłoniach idąc przez most.

To już jest miesiąc co Cię nie ma.

***
Z listów z zimnych krajów, czytanych nad ranem.
Jesteś bardzo utalentowana, jesteś poetką, nazywasz po imieniu rzeczy których nie umiem nazwać, ale jak je czytam wiem że są prawdziwie. Kiedyś słyszałam taką dobrą definicję co to jest poezja. Że czuje się jakieś emocje, których nie umie się zwerbalizować, a potem czyta się coś i to jest właśnie to. Czytałam z fascynacja i nie mogłam się oderwać. Odkrywam czytając u siebie emocje podobne teraz i swoje sprzed lat, miejscami jakbym czytała siebie, tylko ja nie byłam taka zdolna, taka dojrzała, tak wiedząca czego chcę. 
Nie wiem, czy to prawda. Na pewno nie jest prawdą, że wiem, czego chcę. Wiem, czego nie chcę - nie chcę znów pisać wierszy.



Jesień na Letnej



03.10.13

[supełki, pętelki, pusto]

Napisałam ostatnio bardzo smutny list. Nie był długi i szybko go wysłałam, E. już i tak za długo czekała na odpowiedź. Mam tę dziwną potrzebę odpowiadania szczerze na pytania jak się masz, jak jest, jak się trzymasz i inne z tej serii. Właściwie już od lat odpowiadam na nie zgodnie z prawdą. Czasami nawet trochę się wstydziłam tego prostego jestem szczęśliwa, bo brzmi lekko patetycznie, bardzo cukierkowo. Ale mówiłam.
W kwestii szczęścia nic się nie zmieniło, jestem jedynie ułamana.

Rozmawiam z Alą i pytam jak to w ogóle możliwe tak żyć, kiedy Piotr jest tysiące kilometrów od niej i nie wiadomo, kiedy wróci. Ala mówi, że właściwie jak się jest drugiego człowieka tak pewnym, to nie szkodzi. No i ma swoje rysunki i swoje supełki na szydełku, które kradną czas.

Supełki na szydełku. Po raz pierwszy poczułam tę potrzebę, kiedy mama zadzwoniła, że babcia jest w szpitalu. Musiałam coś zrobić. Z zakamarków pamięci wyszedł czarny - a może granatowy? - sweterek z guzikami-biedronkami. Czy mama go gdzieś jeszcze ma? Nie miałam w Pradze ani kłębka, ani drucika, nic to. Potem myślałam o tym w pociągu, że na pewno wszystko leży w szafce w już-nie-moim pokoju. Że usiąde obok łóżka i będę supełkować. Tylko nie zdążyłam, babcia nie poczekała ani na to, ani na książkę, którą chciałam jej czytać. W dniu pożegnania córka jej siostry przyniosła mi małego dzierganego aniołka. Zrobiłam dla Ciebie, ona miała takiego samego. I później w dniu pogrzebu, kiedy jedliśmy obiad na misternie uplecionym obrusie. I tak dalej.

Supełkami zabijam nieobecność, robię kawałek i pruję, próbuję kolejnego ściegu i znów, i tak w kółko. Nawet nie potrzebuję stworzyć konkretnego kształtu.

Mam potrzebę odpowiadania na pytania zgodnie z prawdą. Nic się w kwestii mego szczęścia nie zmieniło, nie trzeba się o mnie martwić. Jest mi tylko pusto w jednym miejscu serca i jest to pustka puściejsza od wszystkich, które znam.




-------------------------
dodałam kilka etykietek i teraz łatwiej poczytać np. o wszystkim związanym z Honzą, moimi poszukiwaniami w jej kwestii, ale też dodałam etykietkę o babci, i też można łatwiej przeczytać na przykład o kozie i halce.