25.04.12

[tajemnica czeskich pociągów]

Praga to miasto tajemnic. To wie każdy, a przynajmniej każdy, kto się do Pragi wybrał i coś nie coś próbował o niej przeczytać - i bez wątpienia doczytał się o alchemikach ze Złotej uliczki, o Kafce, o Golemie i całej reszcie. A nawet jak nie przeczytał to już na miejscu zauważył, że jak Kafka, tak Golem spoglądają na niego z każdego sklepu z pamiątkami i nie tylko.

Jak się mieszka dłużej to się wydaje, że ta tajemniczość się gdzieś ulatnia. Żyjesz, kupujesz warzywa u Wietnamczyków, płacisz rachunki, wyrzucasz śmiecie, no proza życia.

Pozornie. Magia Pragi dopadła nas wczoraj na dworcu głównym.

[uwaga wstępem. jadąc z Pragi do Opavy należy się przesiąść w Ostravie i stamtąd to już tylko 40 minut. bilet Ostrava - Opava to też koło 40kc]

- Dzień dobry, czy może mi Pani powiedzieć ile kosztuje bilet do Opavy?

- 484 koron.

- Aha, a może mi Pani wyjaśnić, dlaczego na stronie jest napisane bilet z Pragi do Ostravy kosztuje 295 koron?

- Ponieważ jest promocja na połączenie do Ostravy.

- A w takim razie mogę kupić oddzielnie bilet do Ostravy i z Ostravy do Opavy i zapłacić taniej?

- Może Pan, ale musi Pan poprosić. Ja Panu tego powiedzieć nie mogę.

I niech się schowają alchemicy ze swoim kamieniem filozoficznym, bo prawdziwa wiedza tajemna to znajomość aktualnych promocji czeskich kolei!

[żeby nie było - z biletami na konkurujące z ČD żółte pociągi RegioJet też nie jest tak łatwo]

21.04.12

(beztytulnie)


dni ostatnie cechuje absolutna niechec do rzeczy okolouczelanianych. nawet jesli to jest kubizm i funkcjonalizm w architekturze, to im blizej referatu (poniedzialek) tym mniej mnie pociaga ksiazka a jeszcze mniej napisanie paru zdan. typowy pozno-kwietniowy przesyt szkolny. ten stan chcialabym-lezec-na-trawie-i-miec-wyjebane.

ale leze w fotelu i patrze na ksiazki. znaczy nie teraz. teraz siedze w kinie i czekam az skonczy sie film, otworze sale, uprzatne i wpuszcze ludzi na ostatni film. czy to mozliwe ze gracie o 23? i gracie niezaleznie od ilosci sprzedanych biletow? naprawde? ale super!

pozaszkolnie w glowie furczy. kolowrotek mysli. za tydzien Kino na Granicy, za tydzien bede siedziec na szesciogodzinnych zmianach i w teorii wykazywac sie jak to pieknie mowie po czesku. wlasnie, w teorii... czemu wlasciwie mnie wkurza, ze ten festiwal pozostaje w wiekszosci polski? ze ilosc wykupionych przez Czechow karnetow jest smieszna? czemu jestem zla, ze na stronie festiwalu, oficjalnej stronie ostatni news jest z 12.4 i ze ten sam news po polsku byl ponad tydzien wczesniej, ze na polskiej stronie bylo potem o wiele wiecej informacji, ze fb-strona tez juz jest prowadzona tylko po polsku, kiedy jeszcze rok temu pojawialy sie tam wpisy dwujezyczne. czemu nie miesci mi sie w glowie, ze z powodu zakonczenia dotacji z Unii organizatorzy zamiast go zmniejszyc wola spakowac sie zupelnie... i tak dalej i tak dalej.

i cala masa innych powiedzmy-ze-bohemistycznych problemow, rzeczy, z ktorymi podobno nic nie moge zrobic. borze slowianski, zeby tylko sie we mnie nie narodzila aktywistka.

a. i marze o formie do muffinow. to mnie zajmie:)

16.04.12

[poniedziałek o świcie]

jeśli miałabym opisać ostatnie dni, to chyba najlepszym i najprostszym określeniem będzie skumulowane chwile szczęścia.

nic się właściwie nie stało. jesteśmy trochę na zmęczeniu, kot krzyczy lub mruczy, za oknem pada. leżymy i nic się nie chce, może czytać, może trochę.

czasem tylko, kiedy uśmiecham się jak kretyn, teraz na przykład, troszkę nie wierzę, że to się dzieje naprawdę, nawet jeśli nie dzieje się nic.

11.04.12

[grochów stasiuka]

No więc babka wierzyła w duchy. I to nie żadną tam strachliwą albo wyrozumowaną wiarą, jaką zyskuje się dzięki okazjonalnym kontaktom z zaświatami, dzięki snom albo przywidzeniom - nie, nic z tych rzeczy.

Zasiadała w kącie, na łóżku zasłanym wełnianą kapą, za plecami mając błękitno-zielony pejzażz dwoma jeleniami u wodopoju,, z którego żółte i subtelna światło lampy wyłuskiwało jedynie srebrzystą biel wody, i opowiadała. To były długie historie. Dotyczyły banalnych zdarzeń, pracy, odwiedzin, wędrówek do sąsiedniej wsi, spotkań z rodziną. Spokojna narracja wypełniona faktami, nazwami rzeczy i imionami ludzi. Topografia ich wsi i kilku okolicznych, chronologia rozpięta między Bożym Narodzeniem, Matką Boską Zielną i Zaduszkami.

W tej szarej materii pojawiały się od czasu do czasu pęknięcia, nitki wątku i osnowy rozstępowały się i przezierały przez nie zaświaty, nadprzyrodzone, w każdym razie Inne.[...]

To rozdarcie tkaniny egzystencji następowało raczej w mojej wyobraźni, to ja widziałem przetarcia. Babka przechodziła nad tym do porządku dziennego. W ogóle istniał dla niej chyba jeden niepodzielny porządek zdarzeń tak samo realnych i tak samo uprawnionych.[...]

Niebawem umrą ostatnie babki, które na własne oczy oglądały świat duchów. Ogłądały z wiarą i spokojem, oczywiście z lękiem też. Żywa, istniejąca nadrpzyrodzona rzeczywistość odejdzie wraz z nimi, Wyjąwszy rzadkie mistyczne doświadczenia wybranyh, będziemy skazani na pełną wysiłku i trudną ufność w istnienie niewiadomego. Gładka wypolerowana powierzchnia codzienności usłużnie podsunie nam nasze własne, płaskie odbicie jako głębię.

Moja babka siadałą na skraju łóżka i snuła opowieści. Robiła to bezinteresowanie, bez żadnego określonego celu.

[Stasiuk Babka i duchy, w: Grochów]

.

Kupiłam Grochów jakby z obowiązku. Miejsce zobowiązuje, ten adres przez ponad 21 lat. Nawet jeśli żyłam zawsze trochę z boku, trochę może z góry, choć na parterze.

Oczywiście nic tam o Grochowie. Jest gdzieś w tle opowiadania, jest, bo przecież jaki mamy wybór na to gdzie się wychowamy?

Plac Szembeka zapamiętałem najwcześniej jako nazwę części świata. Na Szembeka to, na Szembeka tamto, przy Szembeka, za Szembeka... Jak jakiś środek wszechrzeczy.

Więc ten Grochów tam jest, tak jak mogłoby być cokolwiek. Wśród niecałych stu stron o babce i jej duchach, o starej zdychającej suce, o przemijaniu i umieraniu w ogóle.

09.04.12

[nic więcej]

do tego przywykłam, z tym się zresztą trzeba było liczyć od początku. pytania jak twój starzec daje radę? czy a co tvuj tatinek? i pytającemu nie chodzi o mojego ojca, lecz faceta. takie złośliwości-niezłośliwości są w pakiecie, tylko kretyn się będzie obrażał, obruszał, prostestował, po kątach płakał. nekrofilka nie zostawia żadnego wrażenia, przełyka się stwierdzenie, że nasz kot będzie żył dłużej niż mój mężczyzna.

tak było, tak jest, tak będzie. głową muru.

.

- masz 22 lata czy 42?

pytanie pada w związku z tym, że jestem szczęśliwa z tym co mam, norką, facetem i kotem, że odkryłam, że lubię gotować, bo - tadam! - wychodzi mi to całkiem pysznie. że nie mam wielkiej bandy praskich znajomych, że starczy mi spotkać się z ludźmi z kina, że wolę wieczorem wyjść do knajpy za rogiem na jedno, dwa piwa, pogadać we dwie sztuki.

zdesperowane nie stabilizuj się! i jak tu wytłumaczyć, że o tym spokoju w głowie, o jakiejś pewności, codzienności, zwykłości marzyłam od kilku lat, mniej więcej od czasu jak rozstałam się z Blondem. nie jestem poziom wyżej, nie jestem lepsza, doroślejsza, cokolwiek. tylko szczęśliwa. zwyczajnie jest mi dobrze z tym, co mam, jak mam.

tracimy ją słyszę jedynie i już naprawdę nie wiem, jak to powiedzieć. że siedzę wśród Was, moje stado, moje smečka, i szukam zrozumienia, takiego prostego jeśli jest Ci z tym dobrze.

nic ponad.

nic więcej.

[zdjęcie z zimowej kliszy z zorki. przepalonej. było na nim samotne krzesło w naszym starym, już opuszczonym mieszkaniu. po przepaleniu i kadrowaniu zostało tylko okno.]

02.04.12

[prywatne definicje]

Zamieszanie zaczyna się już od nazwy miejscowości, z której pochodzą czterej emigranci. Do 1899 roku nazywa się z węgierska Brutócz, potem, nadal po węgiersku, Szepesszentlőrinc, po niemiecku Brutowetz, ale także Stenzelau lub Stenzelhaus, słowaccy emigranci o swej rodzinnej wsi mówią: Brutovce, po ukraińsku, jako że w wiosce mieszkają również Rusini, zwie się ona Brutiwcy. Sporo nazw jak na jedną księgę parafialną, w której zapisano dokładnie sto pięćdziesiąt duszy i gdzie przeważają słowaccy katolicy.

Martin Pollack Cesarz Ameryki. Wielka ucieczka z Galicji

gdyby ktoś mnie zapytał, czym jest Europa Środkowa - pomińmy już dywagacje, czy w ogóle coś takiego istnieje - to mogłabym mu odpowiedzieć tym właśnie fragmentem. że to niby nic nie wyjaśnia, że to sam zamęt? tak, chyba tak jest. ten kawałek świata to właśnie zamęt. to ten koktajl z języków i ludzie, którzy nie ruszając się poza swoją wieś żyli w kilku państwach. to dziwne uczucie, że niby żyjąc w Pradze, żyję w innej kulturze niż żyłam wcześniej, ale jednak gdzieś w środku czuję się tu domowo. że nie mogłabym emigrować gdzieś do Francji, na wyspy, czy na inny Zachód. a w ogóle - czy to jest emigracja? bo przecież chyba jednak jestem stąd, z tym zamętem we krwi.

.

[a książkę polecam. jestem w połowie i jest niesamowita.]