w upalne dni na ulicach jest jakoś więcej dziewczyn.
jest to absolutnie nie do zniesienia. te wszystkie kolorowe sukienki, o tyle piękniejsze na żywym ciele niż na manekinach, czy nawet najlepszych zdjęciach z magazynów. urocze balerinki, we wszystkich kolorach. leciutkie sandały. niesamowite obcasy, szpilki, szpileczki.
i te dziewczyny... ile szortów mnie dziś minęło - i ile nóg z nich wyrastających, odkrytych ud, łydek, długich, te kolumny, odwrócone kolumny, szpicami wbite w chodnik - czy o nogach kolumnach pisała Poświatowska czy Pawlikowska-Jasnorzewska? - szpilkami stukające w chodniki... ile odsłoniętych ramion - specjalnie, prowokacyjnie, czy niedbale, bo osuneła się luźna bluzka. włosy luzem, na wietrze. włosy podpięte, twardo się opierającym podmuchom - odsłaniając kark. szyja, kark, to niesamowite wyraźne-niewyraźne miejsce, gdzie styka się strzelista linia kręgosłupa z bałaganem włosów, nie ma nic bardziej erotycznego w kobiecie, nic...
.
nigdy nie odczuwałam specjalnego zachwytu nad męskim ciałem, męską urodą. na pytanie jest przystojny? odpowiadam głupią miną połączoną z zagubionym nie wiem. pamiętam z gimnajum zachwyty koleżanek nad męskimi plecami. co jakiś czas się różnym przyglądam - i nie trafia to do mnie wcale. mniej więcej trafia do mnie typ urody w stylu Morrisona, ale całkiem nieźle też w stylu Cobaina. ale nie oglądam się za nimi na ulicy.
za to kobiece plecy wywołują u mnie dreszcze, a tak naprawdę od Morrisona wolę jego kosmiczną przyjaciółkę. lato jest ciężką porą dla mięśni mojej szyji - estetycznie jestem stuprocentową lesbijką.