30.05.11

[deklaracja orientacji estetycznej]

w upalne dni na ulicach jest jakoś więcej dziewczyn.

jest to absolutnie nie do zniesienia. te wszystkie kolorowe sukienki, o tyle piękniejsze na żywym ciele niż na manekinach, czy nawet najlepszych zdjęciach z magazynów. urocze balerinki, we wszystkich kolorach. leciutkie sandały. niesamowite obcasy, szpilki, szpileczki.

i te dziewczyny... ile szortów mnie dziś minęło - i ile nóg z nich wyrastających, odkrytych ud, łydek, długich, te kolumny, odwrócone kolumny, szpicami wbite w chodnik - czy o nogach kolumnach pisała Poświatowska czy Pawlikowska-Jasnorzewska? - szpilkami stukające w chodniki... ile odsłoniętych ramion - specjalnie, prowokacyjnie, czy niedbale, bo osuneła się luźna bluzka. włosy luzem, na wietrze. włosy podpięte, twardo się opierającym podmuchom - odsłaniając kark. szyja, kark, to niesamowite wyraźne-niewyraźne miejsce, gdzie styka się strzelista linia kręgosłupa z bałaganem włosów, nie ma nic bardziej erotycznego w kobiecie, nic...

.

nigdy nie odczuwałam specjalnego zachwytu nad męskim ciałem, męską urodą. na pytanie jest przystojny? odpowiadam głupią miną połączoną z zagubionym nie wiem. pamiętam z gimnajum zachwyty koleżanek nad męskimi plecami. co jakiś czas się różnym przyglądam - i nie trafia to do mnie wcale. mniej więcej trafia do mnie typ urody w stylu Morrisona, ale całkiem nieźle też w stylu Cobaina. ale nie oglądam się za nimi na ulicy.

za to kobiece plecy wywołują u mnie dreszcze, a tak naprawdę od Morrisona wolę jego kosmiczną przyjaciółkę. lato jest ciężką porą dla mięśni mojej szyji - estetycznie jestem stuprocentową lesbijką.

26.05.11

[migawki z motywem żydowskim]

przypomniało mi się, jak się śmiałaś z żydowskich dowcipów

siedzieć na rynku dawnej żydowskiej dzielnicy, śmiać się z żydowskich dowcipów, mieć - całkiem możliwe! - żydowskie korzenie. jest słoneczne popołudnie, jak wszystkie ostatnio. siedzę boso, bo nowe piękne buty z jedynej-słusznej-dla-bohemistki firmy obtarły stopy. zresztą, jest tak pięknie, że można by i bez tego biegać boso - gdyby tylko miasta były czystsze, gdyby tylko się nie bać jakiś ukrytych drobinek szkła na chodnikach.

- przypomina mi się na moment wieczór nadwełtawski, kiedy z butami-za-6.90zł w ręku, idę ścieżką rowerową nad Wełtawą, leje deszcz, mam sama nie wiem skąd baloniki, za jednego dostaję papierosa i rano okazuje się, że okropnie ubrudziłam nogawki moich zupełnie nowych lnianych spodni -

.

dziś, na Wiatraku, przy wyjmowaniu pieniędzy z bankomatu, usłyszałam muzykę. nie grała z bankomatu - sprawdziłam. odeszłam kawałek - leciała gdzieś od strony trzech budek - kebabu, kiosku, czy serwisu rowerowego? gdzie ktoś mógł puszczać, tak głośno, przedwojenne piosenki?

tylko u nas, na Grochowie, przyjedź pan na Pragie, to pan zobaczysz.

.

jak mnie szybko porzucisz zostanę antysemitą.

16.05.11

[pobić samą siebie - impresje w półśnie]

pojawiłam się dziś na uczelni po raz pierwszy od świąt - śmieszne uczucie. z każdym dniem czuję, że coraz mniej tam przynależę, ze coraz mniej mi zależy. ktoś mówi 'sesja, egzamin, praktyki... licencjat' a to jakies obce słowa, to nie ja.

a co ja? ja za 24 dni i trochę ponad 16 godzin piszę egzamin. to ja.

dziś, poza zjawieniem się na uczelni, nie zrobiłam prawie nic. no dobrze, zrobiłam dalej notatkę o Dziewięćsile i znalazłam 'Povidky malostranske' na allegro [skonczy się, ze odejde z iszipu nigdy nie korzystając z naszej biblioteki]. ale to takie nic - i jest mi z tym źle. i muszę sobie tłumaczyc ile zrobiłam wczoraj.

kupiłam bilet do Pragi, ósmego jadę, niedowołalnie. zostało mi parę groszy - kupię więc bilet gdzieś jeszcze, na weekend - bo czemu by nie, te pociągi, tuk-tuk tuk-tuk tuk-tuk

- prawie śpię-

- mogłabym pisac listy, długie i na papierze i byłyby świetną wymówką żeby się nie uczyć -

.

[o, piszesz]

więc byłam dziś na uczelni, to dziwne, i doktor K tez powiedziała ze to swietnie, że tam zdaje. nikt nie pyta czy mi dwóch lat nie żal, nikt, nikt. czy tylko mi wydaje się to dziwne? ale moze to nie mój problem już, miejmy nadzieje, że już nie mój.

- grzywkę mam już do połowy twarzy, nie widzę nic, niech już przyjdą egzaminy, chcę wiedzieć, chcę -

chcę być wolna, mieć poczucie, że kolejny cel osiągniety, że coś sama potrafię, że jestem czegoś warta, że - cytując Ksawera - bawi mnie coś więcej, niż chlanie i seks.

pobić samą siebie - żeby móc zacząć bać się znów, tym razem - samodzielnego życia.

13.05.11

[krótka reklama]

poprzedni wpis, [w drodze], mam nadzieję się pojawi znów, blogger robił jakieś chujemuje przez parenaście godzin i zjadł ostatnie wpisy.

tymczasem

"Znaki europejskich miast"

mój krótki wpis na warsztatowym blogu o fotografii, o pracach Igora Malijevskiego. w sumie to - poleca się

12.05.11

[w drodze]

dwa tygodnie nieustającej podróży. dwa lata temu było trochę podobnie, przedmaturalne nieogarnięcie, pomaturalne ciągle-gdzieś. różni ludzie - różne miejsca. pierwsza Praga...

w poniedziałek ledwo postawiłam plecak w pokoju, aby zaraz wyjść na piwo - i wrócić następnego dnia - i jeszcze wieczorem być w innym mieście. mam mnóstwo pracy - i w tych podróżach - chociaz to moze jedynie włóczenie się, tylko dalsze - więc w tym ciągłym przemieszczaniu się uczę się, czytam, rozmawiam i zdobywam. coraz więcej. wiedzy i motywacji.

w domu zjadłam obiad - i zaległam.

w domu się nie chce.

.

albo może, najzwyczajniej w świecie, aktywowałam gdzieś w mojej głowie powsinogę, włóczęgę, nieustające wakacje... może, koniecznie zdrowa, po miesiącach depresji, zimy, po miesiącach niebycia, półbycia, wegetacji, braku celu - cała ta energia, gdzieś drzemiąca, kipi, rzuca mną, juz za chwilę usiądę w sali numer 301 na Wydziale Filozofii Uniwersytetu Karola w Pradze i napiszę pierwszą część egzaminu wstępnego na kierunek bohemistyka dla obcokrajoców - juz za chwilę, parę dni później stanę przed szanowną komisją i udowodnię, ze właśnie to chcę robić przez najbliższe lata, byc studentką ich szanownego uniwersytetu.

jestem, powiedzmy to wprost, napierdolona energią po brzegi i za cholerę nie umiem usiedzieć na dupie!

.

.

jestem też, co jakiś czas, szczerze przerażona. trochę za dużo palę przez to, więc chyba czas szybko zarabiać na fajki.

i mogłabym pojechać nad morze, umoczyć nogi - i wrócić. tak jak sobie obiecałyśmy z Moniką kiedyś.

06.05.11

[Palmovka]

znów Praga, znów Palmovka. powoli myślę, że to jest moje przenaczone miejsce w tym mieście. są można inne, do których mnie bardziej ciągnie, ale to tutaj mieszkałam po raz pierwszy, tutaj o pierwszej w nocy, z przemokniętymi i przemarzniętymi stopami wysiadłam z samochodu i pierwszy raz byłam w Pradze. w tym miejscu jest jakaś magia,

.. właśnie w otwartym oknie przysiadł gołąb, zagląda do środka...

czy to, że Hrabal, że Na hrazi, że bar Svet. czy może to zwyczajnie jedno z tych miejsc gdzie energia płynie tak jak trzeba.

.

w Warszawie czeka na mnie pozvanka na egzaminy wstępne. wszystko już dzieje się naprawdę. robię szybki plan, wszystko przemyślam, obiecuje sobie stracić jak najmniej czasu. obiecuje sobie zrobić wszystko aby się udało.

właściwie - nie mam wyboru.

.

ostatni tydzień był fantastyczny. nie był łatwy, miał niezbyt przyjemne momenty. ale był jednym z tych tygodni, które się pamięta, które coś zmieniają, coś utrwalają.

wiem, czego nie chce, wiem co jest durne i na co szkoda czasu. czego nie jestem warta. wiem, że to czym się zajmuję, jest tym co powinnam robić dalej. nieważne że moja pasja wydaje się dla czesci ludzi zupełnie głupia, po co to robić, kogo to interesuje a przede wszystkim - jakie z tego są pieniądze?! to nie jest istotne. póki mam siłę, trzeba iść. nie zostawiać na starość, ani wtedy siła, ani chęć.

naładowana jestem pozytywnie.

obok momentów strachu stoją te z silnym przekonaniem, że kto, jak nie ja.

kto.jak.nie.ja!

.

kto ma wiedzieć, ten wie, że dziękuję i za co.