16.05.11

[pobić samą siebie - impresje w półśnie]

pojawiłam się dziś na uczelni po raz pierwszy od świąt - śmieszne uczucie. z każdym dniem czuję, że coraz mniej tam przynależę, ze coraz mniej mi zależy. ktoś mówi 'sesja, egzamin, praktyki... licencjat' a to jakies obce słowa, to nie ja.

a co ja? ja za 24 dni i trochę ponad 16 godzin piszę egzamin. to ja.

dziś, poza zjawieniem się na uczelni, nie zrobiłam prawie nic. no dobrze, zrobiłam dalej notatkę o Dziewięćsile i znalazłam 'Povidky malostranske' na allegro [skonczy się, ze odejde z iszipu nigdy nie korzystając z naszej biblioteki]. ale to takie nic - i jest mi z tym źle. i muszę sobie tłumaczyc ile zrobiłam wczoraj.

kupiłam bilet do Pragi, ósmego jadę, niedowołalnie. zostało mi parę groszy - kupię więc bilet gdzieś jeszcze, na weekend - bo czemu by nie, te pociągi, tuk-tuk tuk-tuk tuk-tuk

- prawie śpię-

- mogłabym pisac listy, długie i na papierze i byłyby świetną wymówką żeby się nie uczyć -

.

[o, piszesz]

więc byłam dziś na uczelni, to dziwne, i doktor K tez powiedziała ze to swietnie, że tam zdaje. nikt nie pyta czy mi dwóch lat nie żal, nikt, nikt. czy tylko mi wydaje się to dziwne? ale moze to nie mój problem już, miejmy nadzieje, że już nie mój.

- grzywkę mam już do połowy twarzy, nie widzę nic, niech już przyjdą egzaminy, chcę wiedzieć, chcę -

chcę być wolna, mieć poczucie, że kolejny cel osiągniety, że coś sama potrafię, że jestem czegoś warta, że - cytując Ksawera - bawi mnie coś więcej, niż chlanie i seks.

pobić samą siebie - żeby móc zacząć bać się znów, tym razem - samodzielnego życia.

Žádné komentáře:

Okomentovat

Podpisz się pod komentarzem. Szczególnie jak masz coś mądrego do napisania (a na pewno masz).To nie jest trudne.