27.02.14

[sny telefoniczne]

Kiedy M. wstaje w środku nocy - choć może istnieją w wielkim świecie ludzie, którzy twierdzą, że o czwartej jest już rano; więc kiedy konkubent wstaje, aby pojechał, ja jedyne naciągam na głowę jego poduszkę, zakrywam nią kawałki światła i kawałki dźwięku, które wpadają z kuchni. Nie wiem, kiedy wychodzi, śni mi się, że zapomina telefonu i nagle ten telefon się rozdzwania. Dzwonią ludzie z pytaniem, czy PIT doszedł, czy M. już wyruszył w podróż, czy zdążył na pociąg, czy na pewno i czemu właściwie nie mogą porozmawiać z nim, tylko muszą ze mną. 

Między tym z zastrzeżonego dzwonisz do mnie. Stoję na środku pokoju zszokowana jak nigdy i cicho pytam, że ale jak to. Tłumaczysz mi, że nie było łatwo i że ktoś tam musi siedzieć i podtrzymywać dla Ciebie połączenie, więc mam mówić. Więc mówię, relacjonuje moje życie ostatnie, i że M. wyszedł bez telefonu, na który właśnie dzwonisz, i nagle jest w słuchawce zbyt cicho - i halo, halo, jesteś, postukiwanie, jakby cokolwiek dawało postukiwanie słuchawki. Najpierw jesteś, tylko że słuchasz, uspokajam się i mówię dalej, jednak znów zapada cisza i Twój głos już nie wraca.

Rano piszę do M., który ma internety w pociągu, czy wziął telefon.
- Bo śniło mi się, że nie wziąłeś i babcia na niego dzwoniła do mnie. Tak zaświatowo.

Rano też stwierdzam, że całą pościel konkubencką ściągnełam na moją połowę łóżka i tak pod tym wszystkim spałam. Robię tak coraz częściej, gdy wyjeżdża.

26.02.14

[dzierganie snów]

To był jakiś drugi dzień świąt lub dzień zaraz po świętach. Dostałam od A. druty i przyszłam za mamą, żeby mi pokazała co z tym. Odparła, ze to strasznie proste - zresztą, co dla mojej matki nie jest proste? i zaczęła dzierganinę. Prawe oczko, lewe oczko, banał moja droga.
- Ale szkoda, że nie wzięłaś się za to wcześniej, babcia to cuda robiła na drutach, by Ci pokazała...
I jak miałam jej powiedzieć, że pierwszą potrzebę wzięcia do ręki kłębka wełny poczułam zaraz po jej telefonie o tym, że jesteś w szpitalu. Przy sprzątaniu nie znaleźli ani włóczek, ani drutów*. Przestałaś to robić już dawno, więc czemu miałoby to tam być? Chociaż z drugiej strony byłaś pierwszym chomikiem naszej rodziny. Teraz jestem nim ja.

Dziś mi się śniłaś. Podobno nikomu innemu się nie śnisz, tylko raz przed miesiącem tacie pochwaliłaś pogrzeb. Siedziałaś dziś z drutami i wyrabiałaś jakieś cuda. Całą siatę kłebków, kłebuszków i kłebuchów miałaś. I jakieś podziwne druciki, krótsze i dłuższe, takie i śmake - niektóre chyba nawet nie istnieją poza pokojem z mojego snu. A potem zaczęłaś opowiadać, a ja wyjęłam ten notes, który Ci kiedyś dałam i zapisywałam puste strony brakującymi fragmentami Twojej opowieści. Jest ich dużo, dziś zdążyłyśmy tylko  dwa, czeka nas jeszcze dużo pracy.

Rano już nie pamiętałam o czym opowiadałaś, a notes na moim biurku jest tak samo pusty jak w chwili kiedy dałam Ci go przy wielkanocnym stole. 







*chyba że ten drut, który dostałam w paczce z książkami był Twój. na pytanie czemu wysłali mi pojedyńczy drut, tata odpisał: To jak klaskać jedną ręką, nie? Witamy w świecie rodzinnego humoru.

17.02.14

[podział dni]

[sobota wieczór]

Dni dzielą się na te, kiedy wstaję wcześnie i na te, kiedy jemy śniadanie o 13. Wszystko to dzieje się mniej więcej regularnie. Trzeba wstać rano we wtorek i wpuścić matki z dziećmi na film. Trzeba wstać rano w czwartek i wpuścić emerytów. Jeśli chodzi o te dwie grupy to walkę o moją sympatię wygrali już dawno emeryci. Właściwie mogłabym pracować tylko i wyłącznie na seniorskich seansach, ale wtedy pracowałabym jedynie osiem godzin w miesiącu i kokosów by z tego nie było. Nie żebym miała teraz jakieś  kokosy z pracy w kinie, ale coś ładnego to już mogę sobie kupić. Teraz właśnie myślę, jak tu powiedzieć panu z uczelni, że nie mogę przyjśc na jego wykład, o który się tak wściekałam, że go w zeszłym semestrze nie mieliśmy, że byliśmy skazani jedynie na ćwiczenia z tą durną babą, która jest moją promotorką, więc jak mu wytłumaczyć, że w tym czasie muszę być z moimi emerytami.
(notatka: w zeszłym tygodniu przyszli tylko niecharakterystyczni stali bywalcy, w tym tygodniu brakowało Pani z Basetem, a Pani z Kartą się spóźniła, zresztą Elegancka Starsza Pani też przyszła później i nie miała czasu na kawę)

Dziś w nocy śniło mi się, że upiekłam roladę. Taką jak robi moja mama, chociaż nie jestem pewna, czy miała polewę czekoladową. Na pewno była z malinami. To trochę dziwne, że ją upiekłam, bo nie posiadam blachy odpowiedniej do zrobienia biszkoptowego spodu (czy w ogóle możemy mówić o spodzie w przypadku rolady?). Maliny mnie nie zdziwiły, resztkę z lata trzymam w zamrażarce. Znaczy trzymałam, bo właśnie pieką się muffiny.

[niedziela rano]

Wieczorem, kładąc się spać, mówię:
- Zostaw mi jednego muffina*
- Haha, chyba Cię pojebało.
Kiedy rano wstaję robić kawę, ostatni jeszcze leży na blasze. A jednak pojebało.

[poniedziałek]

Dzień z tych, kiedy nie trzeba wstawać wcześnie. Jest właśnie za siedem trzynasta i dojadam śniadanie. Co prawda przed śniadaniem zdążyłam wyjść na targ, zrobić zakupy, w trakcie których zgubiłam i znalazłam listę nabazgraną na odwrocie czegoś, wrócić i nastawić wywar na zupy. Będą dwie. Będzie jarzynowa, której wcale nie lubię, ale od jakiegoś czasu mam ochotę i podejrzewam, że trzeba spełnić pojękiwania organizmu, że to znak. Będzie kapuśniak, którego nigdy nie robiłam, i też nie lubię, ale też mam ochotę, ale przede wszystkim trzeba uszczęśliwić konkubenta. Więc jest już za cztery trzynasta a ja dojadłam śniadanie. To jest też dzień z tych, kiedy do naszego pokoju rano wpada słońce, udaje, że jest lato. Nieprawda, jest wiosna.

Oprócz chęci na zupy, których nie lubię, mam też chęć na powieść, których nie czytam już od dawna. Nie że w ogóle nie, ale niezbyt często. Jak się napatoczą. Jak trzeba coś połknąć między czymś a czymś. Przez wieczór, noc i poranek sobotnio-niedzielny przeczytałam Baśń Bergtssona. Książkę, którą mam przypadkiem, jako dodatek do. Pojawił się głód powieści, ale nie powieści klasycznej, powieści nowej, zaskakującej i żebym niezbyt szybko wymyśliła zakończenie. Takich książek potrzebuje, jak się czyta kiedy ma się lat piętnaście czy szesnaście i się czuje, że się spotkało coś wyjątkowego, prawdę o świecie się odnalazło. Takich książek potrzebuję, które będę czytała tak, jak pierwszy raz czytałam Grę w klasy. 

Bardzo możliwe, że takich książek już nie ma, bo ja już tak czytać nie będę i nie głód mnie chwycił a sentymenty.



-------------------------------------------------------------------
*problem rodzaju gramatycznego muffina zostawiam polonistom. dla mnie muffiny występują w dwóch rodzajach - są muffiny zajebiste i muffiny zjedzone.