15.11.11

[w drodze na wydział]



Praha poranna, w listopadowym słońcu - które ma siły tylko tyle, aby się przebijać przez mgły wiszące nad miastem. nie aby dać tę odrobinę ciepła.





mgły, przegęste mleko, o którym czytałam kiedyś w wierszach, we wspomnieniach, u Ripelliniego. mgły, od których Praha jest jeszcze bardziej jak z bajki, jeszcze bardziej pastelowa, rozmyta, nieokreślona.wrażenie.
ludzie bez serca, znaczy ci niesentymentalni, niecukierkowi, mówią, że to smog. w dni bez słońca przyznaję im rację. Czechy pokrył smog, wieczorem, wracając z jogi widzę nie dalej niż do trzeciej latarni...







poniedziałkowe zajęcia, przez jedno z okien zerkam na Hrad, z innego kąta widać patynową kopułę malonstranskieho Mikołaja, czerwone dachy kamienic i ciemną spokojną linię wzgórza. i niebo. ani błękitne, ani białe, ani szare. nieopisywalne dla córki daltonisty
z drugiego Umprum muzeum, sztuka użytkowa, w złotym neorenesansowym budynku. myśli gdzieś obok Jany i Bondiego. podobno z trzeciego piętra muzeum najlepiej widać cmentarz żydowski. nie wiem, jeśli się wychylić z okna sali 304 widok też niczego sobie.



Pochybujte, chcete-li, o osobě, která vás miluje, ale nikdy nepochybujte o lásce samé
romantyzm na murach Pragi...

Žádné komentáře:

Okomentovat

Podpisz się pod komentarzem. Szczególnie jak masz coś mądrego do napisania (a na pewno masz).To nie jest trudne.