06.05.12

[cieszyńskie wakacje]

jest czwartek i ostatni raz idę do miasta. jest znów upał, choć miało być chłodniej. a mi została już tylko czarna koszulka z półdługim rękawem - smażę sie. idę jeszcze się przejść, na film już nie, tylko przejść, kogoś spotkać, zapalić papierosa na pożegnanie.

potem jeszcze wracam i siedziemy na balkonie, prawie całą bandą, naszą kilkudniową komuną i pakujemy w siebie ryż z warzywami, Pani Matka siedzi razem z nami, Pantata odmawia jakichś chińskich wynalazków i wraca żyć we swoim własnym świecie. są jak ogień i woda i ciężko zrozumieć, jak to się stało, że dali się do gromady*, że razem tyle lat żyją i się nie pozabijali. ale może to jedna z tych rzeczy, których nie można wytłumaczyć, wręcz nie wolno tego drążyć, podgryzać, rozgryzać, racjonalizować - bo gdziepotem ta magia.

cieszyńskie wakacje. miała być praca przy festiwalu, zmiany codziennie, siedzieć na tyłku informować o wszystkim. jest piątek późnym popołudniem, dzień przed-pierwszy. wlewam się do biura, oznajmiam swoje istnienie i że jestem tutaj wolontariuszką i co, i gdzie, i do kogo. i czy mogę jeszcze iść coś zjeść, taką porcję pierogów i zupę pomidorową na przykład. wszystko spokojnie, kiedy wrócę z obiadu, przez trzy godziny zrobię dwie tabelki, ustalę grafik i wypalę X papierosów. następnego dnia mi powiedzą, że nie jestem potrzebna, że mam iść pomagać przy wernisażu wystawy, na którą nikt nie przyjdzie.

przyjeżdża Żona i cieszyńskie dni się tak dzielą - na dni z Żoną i bez. w naszej komunie zbierają się dalsze żony i mężowie, znajomi na weekend, jest nas cała zgraja. i tak już będzie, ktoś wyszedł na film, ktoś robić wywiad, ktoś montuje, a ktoś śpi, bo wrócił bóg wie jak rano.

miała być praca, miały być filmy. wyszły wakacje, kilkudniowe wakacje, z lenistwem i książką na balkonie, z piwem do późna, z nocnymi powrotami do domu i o czym się wtedy gada z Żoną albo jak człowiek, który nas podwozi święcie wierzy w powrót hipisów. twarze, którym odpowiadam cześć chociaż nie wiem, czy to znajomi moi, czy znajomi M, czy znajomi znajomych, a może się pomylili. czasem wydaje mi się, że ich znam, czasem to wiem na pewno. czasem zdziwiona jestem, że mnie pamiętają. cieszyn cieszący.

jest czwartek i wychodzimy na swoje pociągi i autobusy, a Pani Matka stoi w drzwiach ze Stefcią na rękach i mówi pesjkowi, że wyjeżdżamy i teraz będzie pusto.

*taki bohemizm.

zdjęcie - dokumentacja rodzącego się życia. górny obrazek mój i trochę Oli. Ola komentuje: podoba mi się tutaj. nawet ja mam bałagan.

1 komentář:

Podpisz się pod komentarzem. Szczególnie jak masz coś mądrego do napisania (a na pewno masz).To nie jest trudne.