09.02.16

[spacer]

Jest wiosna w lutym, jest poniedziałek (znaczy - wczoraj był) i rezygnuję z obiadu (potem jem tylko tort paryski, w kawiarni, gdzie obsługuje nas niemiła kelnerka, a potem jeszcze rohlíky z szynką na backstage'u) i idę na spacer, wiem jednak, na pełny spacer nie mam czasu. Więc jedynie na huśtawkę (wiem, mam lat prawie dwadzieścia sześć, ale to nie przeszkadza, bo założyłam spódnicę, którą kupowałam, kiedy miałam lat szesnaście). Włosy rozpuszczam, park pachnie jakby miało padać (czasem myślę, czy są może ludzie, którzy nie wiedzą, że powietrze inaczej pachnie nie tylko po deszczu, ale  przed; i teraz myślę o chwili, nie wiem, mogłam mieć lat siedem albo dziesięć, kiedy czekałam z mamą na korytarzu w szpitalu, było tam tylko małe okienko, przez które nie było nic widać, a ja powiedziałam: "będzie padać" i mama zapytała skąd to wiem - "powietrze tak pachnie"), włosy wpadają mi do oczu, przelatują do przodu, do tyłu, zawsze w odwrotnym kierunku niż ja i huśtawka. Krzyczeć mi się chce, piszczeć, śmiać się na głos -
- a jeszcze wczoraj (znaczy - w niedzielę, bo dziś jest wtorek) leżałam zwinięta w kłębek, ze strachu, płacząc jak małe dziecko - ale dziś (znaczy w poniedziałek) jest wiosna w lutym i kiedy Fi pyta się jak było (ma na myśli mój występ w teatrze, przed dużoludźmi, na scenie, w ogóle), to ja jej piszę o północy, siedząc już bezpiecznie i zmęczenie w Oku, pijąc moszt z limetką, więc ja jej jedynie piszę:
"jest wiosna w lutym i nic innego mnie nie obchodzi".

Žádné komentáře:

Okomentovat

Podpisz się pod komentarzem. Szczególnie jak masz coś mądrego do napisania (a na pewno masz).To nie jest trudne.