25.01.12

[serbski, czyli życiowa porażka]

UWAGA: wpis zawiera wyrazy wulgarne. czym dalej tym więcej.

czas się przyznać. nie mam talentu do języków.

bóg wie ile lat nauki angielskiego, a mój poziom dalej można określić jako po dwóch piwa komunikatywny. po dwóch, bo po kolejnych powoli przychodzi etap mówienia językami niezależnie od talentów, to już jest łaska ducha świętego, spiritus sanctus.

poza angielskim w mojej szkolnej karierze spotkał mnie rosyjski i włoski. lekcje rosyjskiego były w moim pięknym gimnazjum określone jako zajęcia dodatkowe obowiązkowe. ta nietypowa nazwa oznaczała, że muszę tam być, mieć określoną ilość obecności, ale mogę moją karierę skończyć z pałą na świadectwie i bez żadnego problemu zdać do następnej klasy. [była jeszcze religia, która była dodatkowa nieobowiązkowa, czyli po wielu zabiegach można było tam nie chodzić]. włoski był z wyboru. taki pierdolnięty pomysł, bliżej już nie pamiętam skąd, możliwe że wszystkiemu winien był ten cholerny plan wycieczki do Rzymu. w każdym razie wybrałyśmy z Moniką liceum, w którym była klasa włoska. Monik się z tego wymiksowała - i ze szkoły i z języka - i skończyła w końcu całkiem inne liceum, z francuskim bodajże. a ja zostałam. w klasie lingwistycznej. 5 godzin tygodniowo, przez 3 lata pozostawiło jedyny ślad w mej pamięci w postaci umiejętności odmiany czasownika być przez osoby w czasie teraźniejszym. bo zdanie voui venire a letto con me? się nie liczy, znałam je przedtem.

co robi językowe beztalencie, kiedy przychodzi wybór studiów? idzie kurwa mać na bohemistykę. przepraszam, na slawistykę, zachodnią i południową. i co? cud boży, olśnienie, objawienie, bezalkoholowy przypływ umiejętności - dziecko opanowuje jedyny w swoim życiu obcy język. czeski. jest z tego powodu tak szczęśliwe, że zmienia swoje ciepłe choć upierdliwe kulturoznawstwo na filologię! brawo, oklaski, w końcu po czesku mówię.

ale ambicja, volitelny serbski. bo przecież pół roku uczyłam się w Warszawie. pół roku, bo było na 8 rano, a to nie jest pora na naukę czegokolwiek, to pora na spanie. ale nie, pójdę, ECTSy sobie nabiję, przecież pierwszy semestr już umiem!

i co? i gówno prosze państwa, gówno, sytuacja wygląda dokładnie jak rok temu, siedzę dokładnie nad tą samą połówką podrecznika, nad notatkami uzupełnionymi o tegoroczne, wcinam lody truskawkowe i tak samo nic nie umiem.

.

.

a wiecie co jeszcze? lektorat muszę wyrobić w ciągu trzech lat. nie z dowolnego języka, ze światowego... wśród skromnej listy są trzy, z którymi już się zmierzyłam.. czarno widzę, studiów kurwa humanistycznych ja pierdolę się zachciało.

6 komentářů:

  1. może byś ten angielski wybrała co? bo mnie w doły wpędzisz......

    OdpovědětVymazat
  2. chyba właśnie jak się wybiorę to Cię w doły wpędzę!

    OdpovědětVymazat
  3. Zmieniałaś już kierunek studiów?

    OdpovědětVymazat
  4. tak, z bohemistyki-kulturoznawstwa na bohemistykę-filologię...

    OdpovědětVymazat
  5. Studiuję filologię angielską i lektoraty idą mi świetnie poza samym angielskim. Moja filologia to porażka.

    OdpovědětVymazat
  6. z serii "komentarze nie do końca na miejscu i nie do końca na temat": właśnie sobie przypomniałam, że muszę zaliczyć ruski. jakoś chujowo by było mieć warunek z ruskiego na elektronice... /pozytywka

    OdpovědětVymazat

Podpisz się pod komentarzem. Szczególnie jak masz coś mądrego do napisania (a na pewno masz).To nie jest trudne.