20.02.13

[Karolina i koty]

Ostatni raz widziałam ją przed wyjazdem do Pragi. Padał deszcz, bo przecież Kraków deszczem i takie inne, chyba przemokły mi trampki, byłam spóźniona, nie w sosie, nieswoja, jeden z tych potwornych dni, kiedy jestem największą egoistką, tylko to nie jestem ja. Czekała na mnie w Bunkrze i właściwie niewiele pamiętam z tej rozmowy. Chyba to, że głównie ja mówiłam, ale tak jest zazwyczaj. I że już dawno nie wiedziałam co u niej, tak na bieżąco, bo chociaż widziałyśmy się pare miesięcy wcześniej, że wtedy nawet nocowałam u niej, w jej wąskim łóżku po pradziadkach, tak trochę po dawnemu, wszyscy na kupie i jeszcze kot, więc chociaż się widziałam to już dawno nie było to. A może zwyczajnie był taki dzień.

Ostatni raz dostałam od niej smsa w lecie, z informacją, że nie żyje pewien T. Tego T. nawet nie znałam, chociaż gdzieś się podobno minęliśmy. Internet mi od lata przypomina o jego istnieniu, jakieś artykuły, a już szczególnie od tej pory co mam pana z pewnego wydawnictwa na fejsie. Tak na przykład dziś ten pan z wydawnictwa wrzucił kolejny tekst o T., który trochę przeczytałam, trochę przejrzałam. Nie lubiłam tego człowieka, nie lubiłam go z tych opowieści. Ciężko się lubi kogoś, o kim się wie, że krzywdzi osobę nam bliską. Więc trochę czytam, trochę przeglądam ten tekst i nie mogę sobie przypomnieć. Nie umiem sobie przypomnieć, czy kiedy wyrwana ze snu, na gdyńskim poddaszu w domu mojej Żony, czy w tych pierzynach i z kotem obok, czy po przeczytaniu cokolwiek jej odpowiedziałam.
Nie mogę się Fi o to zapytać. Raz, że głupio, dwa, że z kontaktów został mi mail, tylko czy nadal aktualny... Ale za każdym razem myślę, czy odpisałam, co odpisałam jeśli odpisałam, a jeśli nie, to co można odpisać na wieść o śmierci kogoś, kogo choć nie znałam, to nie cierpiałam.

Za szkło włożona pocztówka z Paryża, na pocztówce kot. To pierwsza pocztówka, która przyszła tutaj, na ten mój drugi praski adres. Pokazałam ją Miszonowi, tłumaczyłam mu - to jest pocztówka, na pocztówce jest kot, kot jest na ścianie i ta ściana jest w Paryżu. Wiesz Miszu, Paryż to miasto, wiesz, jak Praga, tylko daleko.

Ciekawe, ale nie widziałam tu chyba jeszcze żadnego kota. Coraz mocniej kropi, więc muszę pisać ostrożnie Albo po prostu schować pocztówkę i skończyć pisać gdzie indziej. Ale czy to jezcze możliwe?


[udział wzięły koty (w kolejności występowania): kotka Fi, kot Mieczysław, niezainteresowany Miszon, paryski kot z pocztówki. oraz w pewnym sensie anty-koty paryskie]

Žádné komentáře:

Okomentovat

Podpisz się pod komentarzem. Szczególnie jak masz coś mądrego do napisania (a na pewno masz).To nie jest trudne.