Stanęłam ostatnio przed kinem Luna i oskarżyłam je. Ją. Ty za to możesz, powiedziałam bohemizując, za wszystko ty możesz, że teraz jestem gdzie jestem i robię co robię. Z uśmiechem na twarzy i z miłością do miejsca oskarżałam. Przekomarzałam się z nią, bo nic nie mam jej za złe.
Nie mam jej za złe jednego zimowego wieczoru, kiedy na placu Zbawiciela tańczyły płatki śniegu. Niewiele mam w swojej pamięci obrazów piękniejszych niż na okrągłym placu wirujący śnieg, a pod nogami ciemne ślady kroków.
Nie mam jej za złe, nie mogę mieć nawet, tych wszystkich tanich poniedziałków, które spędzałam w chłodnej sali zamiast w szkolnej ławce. Te wszystkie nieusprawiedliwione godziny mogą jej moi rodzice wyrzucać, nie ja. Pulp Fiction widziany trzy razy w ciągu dwóch tygodni dzięki na lewo zdobytym darmowym wejściówkam. Przed Sylwestrem nawet wzięłam ze sobą żonglera, który stał na metrze. Kupił mi potem alkohol na imprezę i zrobił popielniczkę z puszki po piwie, które wypiłam w czasie seansu.
Nie mam jej za złe czerwcowego wieczoru, kiedy pierwszy raz zobaczyłam Jazdę. Wcześniej z dumnie uniesioną głową minęłam na przystanku tego, który podeptał mi serce w zimie. A od Jazdy się wszystko zaczęło...
Wszystko ma Luna na sumieniu, miłości moje, wagary moje. I pierwszy mój film czeski też. I wiele innych potem. Ma na sumieniu i to, choć już bardzo pośrednio i mgliście, że kiedy wybierałam studia, to Fi zapytała, czy nie mamy w tej Warszawie jakiejś bohemistyki.
Luna może też za to, że wstaję właśnie niemiłosiernie rano - bo przed dziewiątą - ledwo co jem, cośkolwiek na się zakładam i z domu wychodzę. Ulicą idę pod górę, klucz biorę, kluczem drzwi a później okienko otwieram.
Okienko z napisem POKLADNA.
Jazda. 1996, kino Muranów. Wszystko wtedy odmieniła, zwłaszcza że miałem tyle samo (no, może kilka mniej) lat, co oni. Dobrze wiedzieć, że nie zwietrzała.
OdpovědětVymazat