06.01.14

[insze]

W obcym mieście iść aby się zgubić, ale jednak wiedzieć dokąd - choć miejsce, do którego zmierzamy pochodzi z miasta innego. Iść i dojść do celu, chociaż ten cel wygląda inaczej niż jak go znamy, ale i tak wyraźnie jest ze struktury obcego miasta wyjęty. Nie że granicami konkretnymi, że naznaczony jakąś linią, zwyczajnie należy wejść w zakamarki i zakątki aż wyjdzie się w końcu - na placyk, na podwórze, do uliczki zupełnie obcej, gdzie jednak znajdziemy przystań. Bo chyba tak nazwać należy to miejsce znane, i tak właśnie idąc budapesztańską ulicą wchodzę w uliczki wąskie, wcale do niego niepasujące, ba, uliczki tam nieistniejące i wychodzę na trójkątny placyk, jakby z Budapesztu mi znany, ale jednak bardziej toskański - lecz to nieistotne, bo znajduję tam moje miejsca, kino moje, kawiarnie, mieszkania znajome. I wyglądają zupełnie inaczej, ale są nimi, dokładnie tym są, czego gubiąc się szukałam - i na tę chwilę znów jestem w domu. Herbatę wypijam, jedzenie najulubieńsze zjadam i wychodzę. Wychodzę, gubię się celowo i konkretnego celu szukając i znów jestem na ulicach Budapesztu.

Takie rzeczy oczywiście w snach tylko, ale czy czasem nie naprawdę? Czy czasem w miejscu najbardziej odległym nie znajduje się kopii przez kalkę robionej swoich miejsc najbliższych, kopii nie z fizycznego wyglądu, ale z uczucia bliskości doświadczanego od progu, przejście od obcości zupełnej do przecież-to-jest-zupełnie-jak-...! i tak dalej. Z ludźmi to samo. 

W snach wszystko insze jest, ale właściwie identyczne.



Žádné komentáře:

Okomentovat

Podpisz się pod komentarzem. Szczególnie jak masz coś mądrego do napisania (a na pewno masz).To nie jest trudne.