01.08.11

[sen o Warszawie]

1. w końcu czytam "Złego" Tyrmanda. możliwe, że nie istnieje pisarz bardziej warszawski. "Zły" jest kryminałem, ale to jest najmniej interesujące w tym wszystkim. jestem na stronie 71 z około 650 i mam szczerze gdzieś, czy zagadka się rozwiąże, czy nie. jest mi z tym dokładnie wszystko jedno.

Żyjemy tu, w Warszawie, życiem tramwajowym. Znaczy to, że w naszej warszawskiej epoce tramwaj wzrósł się do roli symbolu. [...] Przepełniony irracjonalnie tramwaj warszawski stanowi doskonały odczynnik, przekonujemy się w nim codziennie jacy jesteśmy [...].

takie i masa innych zdań. opis kolejki do trolejbusu - zawsze lubię jeździć w Lublinie trajdkami, bo u nas już, cholera, nie ma. opis warszawskiego śniegu, który nigdzie nie potrafi tak szybko i tak beznadziejnie zmieniać się w brudne, dręczące błoto. że warszawiaka można poznać po specyficznym "l" i siedze wieczorem i mówię różne słowa, które mają "l" i nie rozumiem.ale przypomina mi się Lenka, moja praska nauczycielka czeskiego, która na ćwiczeniach wymowy stwierdziła, że mam jakieś dziwne to el.

Blond będzie się dalej kłócił, że to zupełnie inna Warszawa, ta teraz, a ta co opisuje Tyrmand. że tamta to stylowa, że czuć jeszcze tą przedwojenną... a potem jeszcze napisze, że w "Dzienniku 1954" Tyrmand wyklina komunikację miejską, że żadnych zachwytów nad warszawskim tramwajem tam już nie ma. i to właśnie mnie najdobitniej przekonuje, że pan Tyrmand był pisarzem warszawskim, tak bardzo stąd, jak można być stąd. i że zachwyt w jednym miejscu nie wyklucza kurw na prawo i lewo w innym.

.

2. śnił mi się dziś jazzclub. był w Warszawie i był przedwojenny. znajdował się gdzieś w okolicach Marszałkoskiej, na ulicach na tyłach, gdzieś między placem zbawiciela a unii lubelskiej; w budynku do cna funkcjonalistycznym, który wyglądał jak brnieński Pałac Alfa.

Pałac Alfa w Brnie od przodu wygląda tak:

w moim śnie miał jeszcze wypukły szyld - a na nim napis BAR ZOO. możliwe, że to nie był 'bar' ale 'klub' czy 'club'. właściwie nie wiem, jak przed wojną nazywało się takie lokale. w Pradze wszystko było kawiarnią, a u nas? ktoś coś?

pomiędzy słowem BAR [zostańmy już przy tej opcji] a ZOO, narysowana była kapela. nie taka sobie kapela, tylko po prostu jazzband. ale to nie był też zwyczajny jazzband, tylko cholerna dzika kapela prosto z zoo. nie pamiętam dokładnie, ale pewnie z krokodylem-saksofonistą, bo przecież wszyscy wiemy, że krokodyle są w tym najlepsze.

w pałacu jest pasaż, i ten pasaż w Alfie wygląda tak:

w moim śnie tak samo, na wysokość dwóch poziomów, ale po środku - zamiast korytarza - stoliki. nie byle jakie! tam był po prostu stolikowy okręt!

mój mało ambitny rysunek przedstawia to tak:

dwupiętrowa, drewniana konstrukcja, wyglądająca restauracja na promie - tylko bez pływającego dołu. na przodzie, na podeście grał jazzband. nie miał chyba głów zwierząt, jak na szyldzie, ale na pewno zwierzęco zasuwał jazz. stoliki, piękne zwisające lampy, latarnia na górnej części. ludzie, mnóstwo ludzi.

i główny drink z karty - żubrówka z rumem. ktoś chętny na sprawdzanie?

.

3. a w ogóle to lubię Warszawę w rocznicę powstania. wszędzie te śliczne warszawskie flagi...

Žádné komentáře:

Okomentovat

Podpisz się pod komentarzem. Szczególnie jak masz coś mądrego do napisania (a na pewno masz).To nie jest trudne.