02.08.12

[nie znam tego, więc to nie istnieje]

Nie znam, więc nie istnieje. To takie dziwne podejście do świata, że jeśli o czymś nie wiem, że jest to zakładam, że nie ma.

Jest pewna facebookow grupa, gdzie toczą się różne Polaków rozmowy. Czasem o Czechach, bo to ludzie, którzy w większości mieszkają tutaj. Rozumiem, że nie każdy jest bohemistą, kulturoznawcą, etnologiem, czy innym -istą, -znawcą czy -logiem, który ma w założeniu jakby chęć poznawania i zgłębiania kultury i ludzi. Nie każdy jest też historykiem, żeby na wyrywki strzelał datami, nazwiskami, zdarzeniami. Rozumiem, że część z nich przyjechała tutaj pracować, często w międzynarodowych firmach, gdzie językiem w pracy jest angielski, a domowym polski. Nie ma w tym nic złego.

Kraj bez historii i pełen kompleksów pisze jedna z uczestniczek dyskusji. Dyskusja zaczęła się od pewnego materiału z czeskiej telewizji Nova na temat polskiego jedzenia. Dla niewtajemniczonych - afery z polskim jedzeniem to od jakiegoś czasu normalka. Mało kto zauważa, że te trujące produkty to w większości tanie żarcie markowane albertami, lidlami i innymi sieciami hipermarketów. Winy polskiej w tym mało, bo to te sklepy kupują najtańsze produkty od tego, kto im zaproponuje najlepszą cenę. W Polsce te produkty ciężko znaleźć. Natomiast produkty faktycznie polskie, Prince Polo sprzedawane tutaj jako Siesta, czy serek Tartar, w Czechach Lucie potępiane nie są. Są wręcz chętnie kupowane. Ale zaraz, bo przecież nie o tym. Ale o materiale z czeskiej TV na wyjątkowo żałosnym poziomie, ciężko nawet o tym powiedzieć dziennikarstwo. Takie pierdy o niczym, czas antenowy trzeba czymś zatkać.

Głosy pojawiają się różne. Najmniej tych, które komentują, że ten materiał to o kant dupy potłuc, a nie się nim przejmować, komentować. Najwięcej litanii o tym, co kto myśli o czeskim żarciu. Nie będę się kłócić - po trzech miesiącach sviczkova przestaje zachwycać, a zamawiając obiad to jednak chciałoby się zobaczyć na talerzu jakieś warzywko. Nie dwa plasterki ogórka i pół pomidora. Ale są też komentarze atakujące każdego, komu się tutaj podoba. Nalepka czechofil i pojazd ogólny na temat uwielbienia wszystkiego co czeskie. Takie, jak cytowany wyżej najeżdżające na kraj ogólnie. Powiedz słowo w obronie i nalepka czechofil robi bęc na twoje czoło i nie jesteś już partnerem do dyskusji.

Kraj bez historii i pełen kompleksów pisze uczestniczka, a kolejni dopingują "Historia o protoplastce Libuszy niestety zmyslona,do ciekawszych watkow naleza na pewno: Hus, Zizka,defenestracja i bitwa pod biala gora, ciekawa moze tez byc, choc mi nieznana w detalach historia legionu czeskiego ktory pomagal bolszewickim komanczom w rewolucji pazdziernikowej , potem juz raczej dlugo nic. Szczególnie podoba mi się ta zmyślona Libusza - bo przecież nasz Lech jest postacią historyczną, no nie? I dalej w te nuty. I te nuty pojawiały się wcześniej. Pan, który jakby z dumą mówi: Nie czytam czeskich gazet, nie oglądam czeskiej telewizji, nie śledzę kultury. Ale za to biorę aktywnie udział w dyskusji nt Polskiego filmu Najbrta, nieważne, że nie wiem co to za film, ani co to za reżyser.

Nie potrafię chyba jednak tego zrozumieć. Mieszkasz tutaj, pracujesz tutaj. Robisz tutaj zakupy i chodzisz do kina, idziesz na spacer do parku i na piwo do knajpy. Ale nie poznajesz tego miejsca. Rozumiem, jeśli jesteś tutaj na pare miesięcy, możesz myśleć, że i tak nie zdążysz. Ale żyjesz tutaj kilka lat i dalej żyjesz z wiedzą, z którą przyjechałeś. Dalej jeśli o czymś nie wiesz, to dla Ciebie to nie istnieje, jeśli czymś się nie interesujesz, odmawiasz temu jakiejkolwiek wartości. Nie uczysz się miejscowego języka, bo jesteś obywatelem świata, pracownikiem jakiejś international korporacji, mówisz biegle po angielsku i może jeszcze w trzech innych zachodnich językach, a to że jakiś miejscowy w sklepie nie kuma co do niego mówisz, to jego problem - przecież jesteś klientem. Jesteś obywatelem świata, a jednocześnie jesteś zatęchły w tym, w czym wyrosłeś i nie ma dla Ciebie lepszego miejsca na świecie, niż to z którego wyjechałeś. Będziesz mentalność swoich ziomków sławił pod niebiosa, a każda inna będzie według Ciebie gorsza. Ludzie będą zakompleksieni, dziewczyny brzydkie i zarozumiałe, a w ogóle to łatwe, jedzenie też do dupy...

Przyznaję, czasem też mnie dopada to myślenie nie znam = nie istnieje. Na przykład teraz, kiedy czytam te komentarze. Nigdy nie rozmawiałam z takim człowiekiem na żywo, nie prowadziłam takiej dyskusji twarzą w twarz. Czasami myślę, że takie osoby po prostu nie istnieją. Że za tymi literami na moim ekranie siedzi jakaś maszyna, która losowo wypuszcza z siebie połączenia słów. Albo człowiek taki jak ja, który bardzo się nudzi i ma ochotę kogoś powkurwiać.

Ach, święta naiwności.

2 komentáře:

  1. Ech, ja rozmawiałam parę razy z takimi ludźmi na żywo, więc niestety istnieją :/ Dość spora grupa w Pradze, która hejtuje wszystko, co czeskie, bo uważa, że zasługuje na Londyn i londyńskie zarobki, a tutaj oddelegowała ich firma i czują się jak w kolonii karnej :/

    OdpovědětVymazat
  2. Hej! A mnie się wydaje, że człowiek sam decyduje o własnym losie i jak się im tu nie podoba, to mogą się przenieść do innej firmy. Bo takie typowo polskie jest, siedzieć i marudzić.

    OdpovědětVymazat

Podpisz się pod komentarzem. Szczególnie jak masz coś mądrego do napisania (a na pewno masz).To nie jest trudne.