Podróż. Właściwie od roku jestem usadzona. Wyrwałam korzenie z jednego miejsca i całkiem nieźle przyjeły się na nowym. Podróże już nie są tymi podróżami, tym włóczeniem się i nabijaniem kilometrów pociągami, książkai zczytanymi na trasach Warszawa-Praga, Wrocław, Kraków, to już nie jest to krążenie w kółko, byle być w ruchu. Teraz to jest jedynie wsiąśc w pociąg i jechać 9 godzin trasą znaną jak żadna inna, tą trasą, co niektórzy czasem się pytają czy jadę do domu, och jak oni nie wiedzą, że do domu jest w tym zupełnie odwrotnym kierunku niż oni myślą. Tylko tyle, to żadne podróże, to jedynie przetrasportowywanie się.
Podróż. Może podróżą było wsiąść w autobus i spać pięć godzin, żeby obudzić się u Żony? Na pewno podróżą było jechać nad morze, trasą okrężną, bo akurat tego dnia był wypadek na trasie, właśnie na tej trasie, która wiozła mnie nad morze. I do Żony. Tak, do Żony to są podróże, bo się je planuje z przejęciem, z wyprzedzeniem i się czeka.
Morze. To ciekawe, że nigdy nie lubiłam leżeć na plaży i się smażyć. Opalanie, czynność całkowicie dla mnie niepojęta, czynność, która kojarzy mi się głównie z tym, że mi nie wychodzi i przychodzą nieprzespane noce, bo nie ma kawałka ciała, który nie piecze. To dziwne, że przy całym uwielbieniu do wody, do leżenia w niej, włażenia, pluskania, że nigdy nie nauczyłam się pływać. Czasem mi się śni, że pływam, ale tak samo czasem mi się śni, że kieruję samochodem i odróżniam prawą stronę od lewej. Stanełam nad morzem i poczułam, że to jest przyjemne, ta wielka przestrzeń przede mną, jak łączy się z niebem i jest taka nieskończona, jest w tym jakaś pewność.
Morze. Jadę do Lublany i ona nie leży nad morzem. Ma za to rzekę, jak porządne miasto i mosty na niej. Ma też nabrzeża, po których można spacerować, można czuć jak woda śmierdzi - na pewno śmierdzi, przecież jest tam 30 stopni, a taka Wełtawa to przy 30 stopniach śmierdzi - a w niedzielę można tam iść na pchli targ. Ale morza tam nie ma i strasznie mnie kusi, mnie, z moją małą zawartością portfela, żeby jednego dnia wsiąść w pociąg - 2,5 godziny drogi, 22 euro w obie strony - i pojechać do najbliższego miasta nad morzem, do Kopru i patrzeć jak niebo się styka z wodą.
Chociaż przecież znam mapy i umiem się nimi obsługiwać, nie muszę nimi kręcić i wcale mi nie przeszkadza, że zawsze idę źle kiedy ktoś powie w prawo. Znam mapy i wiem, że za tą linią, za tą nieskończonością jest ląd, inny brzeg. Że na tym brzegu ktoś stoi, tak samo jak ja i wpatruje się w morze i może tak samo uspokaja go ta pozorna nieskończoność...
Žádné komentáře:
Okomentovat
Podpisz się pod komentarzem. Szczególnie jak masz coś mądrego do napisania (a na pewno masz).To nie jest trudne.