15.01.13

[radość z czytania ebooków]

Nie żebym czytała jakoś wybitnie dużo, jeśli chodzi o ilość przeczytanych książek to od lat systematycznie się opuszczam. Lektur uczelnianych nie czytam prawie wcale, w zeszłym roku przeżywałam katusze męcząc jedną z powieści Karoliny Světlej, czeskiej pisarki dziewiętnastowiecznej, której niedaleko było do polskiego pozytywizmu. No cóż, już w latach dwudziestych Egon Erwin Kisch napisał, że żadna powieść, która jest dziś starsza niż trzydzieści, czterdzieści lat, nie nadaje się do czytania.... Ale to tak na marginesie, bo ogólnie chodzi o to, że nie jestem już żadnym molem książkowym, chociaż od literek nie stronię. Lista moich ulubionych blogów* jest dość długa.
Jednak z każdego wyjazdu do Polski przywoziłam kilka nowych książek. Nie jeżdżę za często, więc nie borykam się jeszcze z problemem kupowania nowych regałów (chociaż ostatnio troszkę przemeblowaliśmy i przeksiążkowaliśmy naszą biblioteczkę), ale za każdym razem na trasie powrotnej mam problemy z podniesieniem walizki.

Od Gwiazdki mam Kindla. Zdecydowałam się na najzwyklejszego, bez żadnych klawiatur, paperwhitów i touchy. Niestety, nie wszystko da się kupić w wersji elektronicznej, a niektóre rzeczy nawet gdyby się dało, to są za pięknie wydane, żeby nie mieć ich w papierze.** Problem walizki pozostał.
Często widzę komentarze z serii Tylko Papier. Że książka musi pachnieć, że ktoś lubi zaginać rogi. Najbardziej lubię argument mojej mamy, która obejrzała Kindla, przeczytała kawałek, powiedziała, że całkiem dobrze się na tym czyta, ale ona tego nie chce, bo... zbiera zakładki.
Powody dla posiadania tego urządzenia miałam dwa. Po pierwsze, chciałam ulżyć mojemu ojcu i mojemu mężczyźnie, którzy dzielnie targają moje walizki i torby na dworzec i z dworca. Ekhem... Drugi to możliwość kupienia wydawanych w Polsce nowości od ręki. Tutaj na razie zawód, bo chociaż Czarne już wszystkie książki wydaje też elektronicznie, to inne wydawnictwa niekoniecznie. Mam nadzieje, ze Znak jednak zdecyduje się na ebooka Miłości z kamienia Grażyny Jagielskiej***

Mimo wszystko jestem zachwycona. Dlaczego? Ponieważ nagle mnóstwo książek mam na dwa kliknięcia. Woblink, serwis zajmujący się sprzedażą ebooków, za samą rejestrację do newslettera przyznał mi 50zł w kuponach na dalsze zakupy. Kuszące, prawda? Oprócz tego w ostatni weekend w promocyjnych cenach kupiłam dwa ebooki wydane w Czarnym. Nie w ciemno - każdy taki serwis proponuje kilkunastostronicowy fragment do pobrania za darmo. No i mniej legalne ebooki... Chomik i ulož.to są ich pełne. W dodatku ulož.to można znaleźć mnóstwo książek od razu w formacie .mobi, nawet jeśli są to "domowe" przeróbki pdfów, to nie muszę się już męczyć z przerabianiem ich.

A jak się na tym czyta? Jak dla mnie - wspaniale. Możliwe, że cierpiałam na książkowy głód, ale nie mogłam się oderwać. Kiedy się męczyłam, przestawiałam sobie czcionkę na odrobinę większą i czytałam dalej. Najgorsze - lub najlepsze - jest to, że nie wiem ile zostało mi do końca rozdziału. Oczywiście, mogę przeklikać i sprawdzić, ale potem muszę przeklikać z powrotem. Efekt? Wieczorne postanowienie, że przeczytam jeden rozdział skończyło się czytaniem do drugiej, bo akurat ten w porównaniu z poprzednimi był wyjątkowo długi. Ta tajemnica - ile właściwie jeszcze mi zostało - mnie pociąga. Na klasycznej książce to widać. Kindle niby pokazuje mi, ile procent mam przeczytane, ale nie przemawia to do mnie.

Dziś rano skończyłam Atlas chmur. Od czasu letniej lektury Biegunów Olgi Tokarczuk nie czytałam żadnej powieści, jedynie literaturę faktu. Po Atlas sięgnełam po obejrzeniu fragmentu filmu, około dwudziestu minut, oczywiście wyrwanych z samego środka całej historii (uroki pracy w kinie). Wersję czeską znalazłam na ulož.to. Krótka recenzja - czyta się przyjemnie (poza pierwszym rozdziałem, który jest dziennikiem pokładowym), fragmentami jest zabawnie, fragmentami jest tragicznie edukacyjnie (był moment, że myślałam, że od tak natarczywej antykorporacyjnej ideologii rzygnę), ale jest też jeden bardzo przyjemny zwrot akcji, którego nie przewidziałam (bo całość historii jest raczej przewidywalna; możliwe, że i ten zwrot inteligentniejszy czytelnik by przewidział). Lektura miła, może wciągnąć, raczej nie wybitna. Skracając i może lekko upraszczając - niewolnictwo jest złe, korporacje są złe, musimy uważać, żeby nie stać się ich niewolnikami. Teraz mogę kiedyś iść na film, tym razem cały.

Czekają już na mnie następne ebooki. Kupione, ściągnięte, podesłane przez kogoś. To może być zachwyt neofity, ale dzięki temu zachwytowi czuję, że czytam więcej. Zdecydowanie więcej niż powinnam w czasie sesji.

---------------------------------------------------------------------------------------
*nie tylko o jedzeniu, czy podróżniczych, z których część polecałam w poprzednim wpisie, ale na przykład fantastyczny blog o dawnej reklamie
**tym razem przyjechała White plate czyli książka kucharska znanej blogerki oraz AR/PS o architeturze Arseniusza Romanowicza i Piotra Szymaniaka
*** link do opisu książki TUTAJ a TUTAJ link do audycji w Trójce z udziałem państwa Jagielskich

2 komentáře:

  1. również zasadzam się na książkę JAgielskiej - widziałam wywiad w tv i czytałam z nimi wywiad w "TS", podejrzewam że nie rozczaruję się książką, chociaż lektura do najłatwiejszych nie będzie należała. z kolei z "White plate" upiekłam już 4 ciasta i za każdym razem wychodziły. polecam sernikotoffiee :) Skoro już tak czytelniczo, to jeśli dorwiesz gdzieś "Poniedziałkowe dzieci" Patti Smith, to podejrzewam, że mogą Ci się spodobać :) pozdrawiam

    OdpovědětVymazat
    Odpovědi
    1. "Poniedziałkowe dzieci" są chyba bezproblemowo w ebooku, więc przemyślę (może się znów trafi jakaś promocja na Czarne). nawet jak byłam w Polsce, to tata mi pokazywał w księgarni, ale wydawało mi się, że temat zbyt mi obcy. z drugiej strony teraz czytam Gugarę, też coś zupełnie nie z mojej bajki - ale fragment zachęcił:)
      jak tam córa?

      Vymazat

Podpisz się pod komentarzem. Szczególnie jak masz coś mądrego do napisania (a na pewno masz).To nie jest trudne.