W Czechach wczoraj wybrano nowego prezydenta. Po raz pierwszy w wyborach bezpośrednich. Nie zamierzam o tym pisać. Starczy, że wczoraj przedyskutowałam o tym w pracy dużą ilość wina.
W każdym razie nie zamierzam emigrować ani z powrotem ani gdzieś dalej, a dziś jest mi słabo. Właśnie zjadłam poranne śniadanie o 14 rano i zaparzyłam sobie herbatkie z bratków. I teraz dochodzimy do tematu dzisiejszego wpisu.
Herbatkie z bratków, czyli z fiołka trójbarwnego nauczyłam się pić w późnym dzieciństwie kiedy przeżywałam katorgi wcześniejszego dojrzewania w postaci pryszczy na całym ryju (problemu pozbyłam się w wieku lat 15 za pomocą leku, który wzbudza mnóstwo kontrowersji ze względu na tysiąc skutków ubocznych i od tej pory jestem ślicznym saphiątkiem). Podobno herbatka miała pomagać, oczyszczać i takie tam inne. W smaku na początku obleśne, ale kilka lat codziennych herbatek sprawiło, że polubiłam. Do teraz jak widzę jakąś inwazję syfów na twarzy to te bratki piję. I zaparzam je sobie też w dniach takich jak ten, na kacu, kiedy mam wrażenie, że siedzi we mnie mnóstwo syfa. Nie mam pojęcia, czy ma prawo działać, ale trochę mi jest wszystko jedno. Wierzę, że działa i smakuje mi. Więc co tam.
Beacie nie jest wszystko jedno i założyła nowego bloga. Teraz, oprócz jej zawodowego bloga bzARTfactory możecie poczytać wilczawnicę, gdzie Beata będzie pisac o naturalnych środkach leczniczych i kosmetykach. Jestem dumną autorką nazwy bloga oraz reklamuję tego bloga własnym cycem*.
Miłego czytania i miłej niedzieli!
---------------------------------------------------------------------------------------------
*sutkiem właściwie, sutkami dwoma, mało widocznymi... no cycem symbolicznym.
Žádné komentáře:
Okomentovat
Podpisz się pod komentarzem. Szczególnie jak masz coś mądrego do napisania (a na pewno masz).To nie jest trudne.