czasem sama się siebie boję,
że tak łatwo mi jest się uchwycić
tej nadziei na przyszłość.
że dla tej nadziei, dla jakiego mglistego wrażenia, że dostanę coś, czego nie mam, czego mi brakuje, bez czego przychodzą dni, że nie mogę wyjść z domu, że boję się nieba w kolorze gołębia;
że dla miraży łamię ostatnie zasady, te o których przyrzekałam nigdy więcej nigdy nigdy nigdy!, że kłamię dalej - czy może "tylko" nie mówię wszystkiego?, że dla pieprzonego mirażu, dla tych małych szczęść....
staję się sobie obrzydliwa i tylko mam nadzieję, że tym razem,
że tym razem będzie mi wybaczone.
[bo ty, Olgo, pewnie mi nie wybaczyłaś nigdy. czasem mijam Twój dom, jego dom, i myślę czy dalej jesteście, jak wam jest... nawet czasem cię mijam na ulicy i wtedy na moment zatrzymuje mi się serce.]
Bez nadziei na przyszłość, tę wymarzoną przyszłość, nie byłoby nic. To znaczy - mogłoby nie być, bo i tak byłoby gówno warte.
OdpovědětVymazatA zasady - do pewnego stopnia SĄ po to, żeby je łamać. Do pewnego stopnia. Te, które złamane są tylko trochę świństwem, te, do których trzeba dwojga, gdzie niczego na nikim nie wymuszasz, nikomu niczego nie wmuszasz.
To jest tylko życie.
Aleksandra