09.03.11

[o przekleństwach i uczuciach]

są dwie grupy słów, które automatycznie przychodzą nam na myśl w ojczystym języku: przekleństwa i określenia uczuć.

jestem pewna, że zawsze pierwszym cisnącym się na usta przekleństwem będzie kurwa!. że zawsze problemów będzie w chuj, że będę dostawać wkurwa, że facepalm będzie werbalnie wyrażany jako ja pierdolę. w jakim kraju nie będę żyła, jak mocno inny język nie zalęgnie mi się w głowie, jak bardzo się nie wynarodowię - moim polskim dziedzictwem zostanie kurwa-chuj-ja pierdolę! czy to przykre, czy nie - nie mi rozstrzygać.

moim dziedzictwem zostaną też nazwy uczuć. nigdy zachwyt nie będzie prawdziwym zachwytem w nawet najpiękniejszym języku czeskim. będzie to zachwyt spłaszczony do zachwytu turysty, do zachwytu-pustego słowa. jak bardzo nadčení nie brzmiało by uniesienie, dalej mu czegoś brakuje, nie nadrobią tego wszystkie miękkości tego słowa. tak, nie myślisz o swoim własnym języku tak długo, aż nie musisz tych wewnętrznych przeżyć przekazać w innym - i chcesz być zrozumiany dokładnie tak. zawsze się czuję niepełnosprawna, kiedy próbuję wyjaśnić to najintymniejsze przeżycie, kiedy chcę opowiedzieć o tym, dlaczego "Pani Dalloway" zachwyca absolutną prostotą, dotknięciem chwili, jak bardzo niesamowite jest to krótkie uniesienie duszy z powodu najprostszego zdania: Ta chwila w czerwcu. nie znam słów na opowiedzenie o lęku - choć znalazłam wszystkie możliwe w słowniku - o lęku, który się bierze z nieba koloru gołębia, o lęku z wielkich przestrzeni warszawskich blokowisk. nie czuję tych słów - nie wiem, które są odpowiednie, czy nie użyłam za mocnych - może weźmiesz mnie za paranoiczkę? - czy może za słabych - ten lęk, taki żart.

jak będziesz wiedzieć, że to, co mówię jest naprawdę ważne, kiedy nie używam odpowiednich słów by to opisać? jak długo można jeszcze przez pół godziny objaśniać tak oczywiste zdanie - jestem rozerwana między warszawą a pragą - nie starczy nam na to życia!

słowa są nieodpowiednie do uczuć, to odkryłam już dawno. ale jaką katastrofę komunikacyjną tworzy przekładanie ich na obcy język! jaką niepewność, czy zostałam zrozumiana.

dawno temu człowiek stworzył język i skomplikował nim całe życie do granic możliwości. a czy ludzkość nie mogła spędzić całego swojego bycia w jaskiniach, pochrząkując, pokrzykując, rysując obrazki na ścianach i płodząc dalsze pokolenia chrząkaczy? czy nie bylibyśmy szczęśliwsi bez bagażu języka? czy piękno literatury jest warte naszych cierpień codziennych? mimo całej fascynacji językiem własnym i innymi - czasem marzę żeby znaleźć swoją jaskinię, zwinąć się w niej w kłębek i zapomnieć liter, cyfr, słów, mówić tylko sobą...

1 komentář:

  1. Pochrząkiwanie - to już język; o obrazkach nawet nie wspomnieć.
    I - ile jest uczuć, myśli, kolorów, tekstur, których się nie da wyrazić we własnym języku - których się nie da wyrazić w tysiącu innych języków, ale owszem, jednak, w tym jednym, który się gdzieś spotkało po drodze. Języki się uzupełniają tylko, pomagają i nazwać to, co było nienazwane, i zobaczyć (w ogóle/inaczej) to, co nie-zobaczone było, inną stronę, inną możliwość.
    Tak myślę/mam.

    OdpovědětVymazat

Podpisz się pod komentarzem. Szczególnie jak masz coś mądrego do napisania (a na pewno masz).To nie jest trudne.