22.08.11

[odrywanie]

żeby nie myśleć o przeprowadzce, o tym całym Teraz, budzę się rano i czytam Gdzieś dalej, gdzieś indziej Czaji. potem z niczego myślę o Bałkanach, to chyba to, że ktoś wrzucił, że był gdzieś - w jakiejś Czarnogórze czy innej Serbii, może dlatego że wczoraj opowiadałam mamie jak mój syn jechał tamtędy stopem... ale raczej po to, żeby nie myśleć o Teraz, więc oglądam sobie zdjęcia z Sarajeva, więc znalazłam już pociąg z Budapesztu, więc wymyślam sobie CEEPUS tam i oglądam plan sarajewskiej slawistyki...

kiedyś w pociągu EC Praha, w tym pociągu, którym od września zrobiłam już 8450km, poznałam kobietę, która mieszkała w Pradze już trzy lata. przyjechała tam z Holandii czy innej Anglii, gdzie poznała swojego męża, Czecha, i tak mieszkają, już trzy lata. powiedziała mi, że to już długo bardzo, że powoli trzeba się ruszyć, znaleźć nowe miejsce... że raz się człowiek ruszy i potem ciągle szuka miejsca, gdzie trawa jest ładniejsza i wygodniej rozstawić tam namiot.

...

jest późny wieczór kiedy przechodzę przez przejście, w przejściu gra Judasz z Gośką, poznają mnie. Gośka mnie ściska albo ja ściskam ją. pyta co tam? ja mówię wyjeżdżam, do Pragi, na studia, na długo, mam tylko 15gr w drobnych.. Gosia mówi dawaj, na szczęście, powodzenia! nie wiem co grali, może jak to oni, "Zabierz mnie stąd"...

[to jest siedem lat, od tamtego popołudnia, kiedy Biedronka grała "Nadzieję", a ja usiadłam obok, a potem pilnowałam komuś szczurka, a potem poszłam na pomidorową do mleczaka i na Stare, i tak dalej...]

...

siedzę na schodach, zasięg jest tylko tutaj, wokół podwarszawska wieś, wszystko pachnie późnym sierpniem, łąką, i wiem, że to wszystko się kończy, na jakiś czas, nie wiem, na ile. może na rok, może na trzy, może na zawsze. trzy lata mówi barman w Huśtawce to cholernie dużo czasu. jest mi śpiąco, jestem zmęczona, papierosy zostały na tarasie, płaczę. płaczę, wyję, czuję się tak cholernie sama i tak cholernie już-nie-tutaj, tak bez sensu jeszcze-nie-tam. przemykają mi się różne zdania z ostatnich wieczorów, nocy, rozmów. jedziesz tam zupełnie sama. znaczy będzie twój facet i jacyś znajomi z Pragi - ale ej, będziesz tam zupełnie bez nikogo z nas! i inne - toasty, uściski, prezenty... i te irytujące zdania wypowiedziane jakby nie w czas, jakby za późno - a może dobrze, że właśnie teraz. jestem zmęczona i płaczę, Ola pisze, żebym po prostu szła spać.

...

.

żegnanie się jest niewiarygodnie ciężkie i bolesne. i w dodatku nie udało się go przeprowadzić na raz, jednego wieczoru, wszytkim gromadnie powiedzieć cześć i pa! i wyściskać wszystkich i po prostu zniknąć. nie dało się, więc na raty, i każde spotkanie rwie i boli, i z każdym ma się nadzieje, że nie ostatnie...

.

.

chciałabym już znać datę i godzinę odjazdu.

2 komentáře:

  1. Nie ostatnie. Jeszcze się od nas nie odpędzisz :)

    OdpovědětVymazat
  2. Proponuję inne spojrzenie na sytuację: masz się z kim żegnać, masz do kogo wracać, masz ludzi w Pradze.

    Mój ewentualny wyjazd martwi może dwie osoby. Znalazłyby się jeszcze ze dwie, gdyby nie to, że już dzielą nas odległości do pokonania których potrzeba co najmniej połowy dnia.

    Fajnie nie musieć przejmować się tym, że się kogoś zostawia. Ale paskudnie myśleć, że nawet nie będzie po co wracać, bo i tak nie będzie kogo odwiedzać.

    OdpovědětVymazat

Podpisz się pod komentarzem. Szczególnie jak masz coś mądrego do napisania (a na pewno masz).To nie jest trudne.